Przypominam sobie pewną wizytę, która miała miejsce lata temu, na początku mojej służby w Kościele. To był szpital w głębokim buszu na pograniczu Angoli i Namibii. Cztery Irlandki, Szpitalne Misjonarki Maryi, zawiadywały tam przepełnionym lazaretem, prawie pozbawionym środków medycznych i lekarstw. Od dwóch lat pozostawały odcięte od świata z powodu walk, jakie toczyły się między tamtejszymi siłami rządowymi i rebeliantami. Specjaliści i chirurdzy uciekli ze wspomnianego regionu. Dwie z tych misjonarek były lekarkami, a pozostałe dwie – pielęgniarkami. Przyjmowały wszystkich chorych, nie pytając, czy są cywilami, czy wojskowymi. Nie dzieliły chorych na rządowych i partyzantów. W dodatku dokonywały prawdziwych cudów medycznych, biorąc pod uwagę skąpą ilość środków, które miały do dyspozycji.
Drugiego dnia mojego pobytu, na ten zapomniany szpital napadli jacyś uzbrojeni ludzie. Pochwycili misjonarki, nieliczny personel i gości. Potem zaciągnęli misjonarki do szpitalnej sali i, pod groźbą broni, zmusili je do patrzenia na okrutne tortury i rozstrzeliwanie. Celowali w te osoby, które uznali za winne udzielania pomocy innej, wrogiej grupie partyzantów lub wojskom rządowym. Jedna z zakonnic nie wytrzymała psychicznie tej sytuacji i została później odesłana do ojczyzny. Pozostałe trzy kontynuowały swoją pracę: opatrywały rany, pocieszały ocalałych, grzebały zabitych. Modliły się za wszystkich: za ofiary i za oprawców.
W determinacji, wytrwałości, dobroci i ufności tamtych zakonnic widziałem harmonię tego, co najlepsze w kobietach i co najlepsze w mężczyznach. Widziałem wielkość Człowieczeństwa, właśnie pisanego przez wielkie „c”. I uwierzyłem w tę wielkość. Jak centurion u stóp krzyża, który na słowa Jezusa: Ojcze, w Twe ręce składam ducha mego, woła: prawdziwie ten był Synem Bożym, i Bogiem, i Człowiekiem. Ten żołnierz był jednym z pierwszych, którzy pojęli, że Jezus był tak głęboko przekonany o tym, że Bóg jest Abba, Ojcem, czyli Miłością, że nawet dramat Kalwarii nie nadwątlił ani nie zmienił tej wiary.
I tu mamy ekstremalność Jezusa. Jest to ekstremalność Jego drogi krzyżowej i każdej drogi krzyżowej, którą dziś podążamy. Bóg–Ojciec przyznał rację Jezusowi. Po tej ekstremalności wskrzesił Go z martwych. W naszych ekstremalnych doświadczeniach też podnosi nas do życia teraz i w wieczności.
Nuncjusz Apostolski w Polsce Abp Celestino Migliore