Zwróćmy najpierw uwagę na pięć bardzo często lekceważonych ignacjańskich wprowadzeń do modlitwy. Już same w sobie są one duchowymi ćwiczeniami, które można i należy praktykować nawet jako osobne sposoby modlitwy. Często jednak szybko się je „przeskakuje”, by dotrzeć do tego, co uważa się za istotę kontemplacji ignacjańskiej, czyli rozważania podanych punktów, które omawiają proponowany do kontemplacji fragment z Pisma Świętego. Nierzadko to właśnie treść ewangelicznych scen i innych biblijnych perykop znajduje się w centrum naszej uwagi na modlitwie. Tymczasem wiele ważnych spraw możemy poruszyć i przemodlić już na wcześniejszych etapach ignacjańskiej kontemplacji.
Po pierwsze, każda modlitwa winna rozpocząć się od stanięcia w obecności Boga. Św. Ignacy zachęca, by „stanąć przed obliczem” (Ćd 74, 75) i „przypomnieć sobie, dokąd idę i w czyjej obecności stanę” (Ćd 131). Owo „stanąć” odnosi się zarówno do zewnętrznej postawy ciała, jak i postawy wewnętrznej człowieka. Angażując ciało na modlitwie, prędzej czy później trzeba się zmierzyć z pytaniem, jak traktuję swoje ciało i jak je przeżywam. To, jaką postawę człowiek przyjmuje podczas modlitwy, może dużo mu powiedzieć o nim samym. Często ludzie narzucają swojemu ciału jakąś pozycję. Gdy jednak pozwolą, by samo ją sobie wybrało, pojawia się wiele znaczących sygnałów, jak chociażby potrzeba odpoczynku czy bezpieczeństwa.
Stanąć w obecności, to także przyjąć postawę wewnętrzną, na przykład „wykonać akt uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem” (Ćd 75). Nieraz jednak przy tym prostym ćwiczeniu napotykamy na ogromne trudności. Nie jest nam łatwo być „tu i teraz”. Bardzo często nasze myśli uciekają do przyszłości albo zanurzone są w przeszłości. Jakże rzadko jesteśmy obecni w tym, co zostało nam dane. Zawsze niezadowoleni uciekamy. Ćwiczenie to demaskuje więc brak naszego pogodzenia się z rzeczywistością, naszą niezgodę na teraźniejszość, wewnętrzny niepokój i zbytnie zatroskanie, a to wszystko nie pozwala nam stawać w obecności, odnieść się z szacunkiem do prostego bycia Boga dla nas „tu i teraz”
Po drugie, św. Ignacy we wprowadzeniu do modlitwy zachęca, by prosić o oczyszczenie intencji:
„Prosić, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu” (Ćd 46).
Praktykując to ćwiczenie, warto przyjrzeć się swoim codziennym intencjom. Jak często są on zagmatwane. Nierzadko bowiem chcemy wielu różnych rzeczy. Na zewnątrz manifestujemy jedną intencję, wewnątrz mamy inną, a niewykluczone, że podświadomie żywimy jeszcze inną. W ten sposób rodzi się w nas fałsz, zakłamanie i obłuda. Gdy z takim bagażem rozpoczynamy kontemplację ewangeliczną, z pewnością trudno będzie się nam modlić. Jeśli w życiu nie przywiązujemy wagi do czystej intencji, a na modlitwie pospiesznie nad tym wymogiem przemykamy, na pewno modlitwa szybko nas zmęczy. Modlitwa przeżywana bez czystej intencji bycia dla Boga i z Bogiem będzie prowadziła do złudzeń i zniechęcenia.
„Przypomnieć sobie historię tego, co mam kontemplować” (Ćd 102) – to kolejny etap wprowadzenia do modlitwy i kolejne ćwiczenie duchowe św. Ignacego, w którym jesteśmy zapraszani do uruchomienia naszej pamięci. W czasie tego ćwiczenia mogą ujawnić się choroby naszej pamięci. Jakże często bowiem magazynujemy w niej złość, niechęć, brak przebaczenia i różnorakie urazy. W ten sposób tworzy się w nas zła pamięć, która zatruwa nam życie i nachodzi nas w trudnych momentach, prowadząc do depresji, zamknięcia i zniechęcenia. Jeśli nie dbamy o swoją pamięć, jeśli ją zatruwamy, nie może być ona naszym sprzymierzeńcem na modlitwie. Stanie się raczej obciążeniem i kulą u duchowych skrzydeł.
Podobnie jest z wyobraźnią, do uruchomienia której jesteśmy wezwani w następnym ćwiczeniu (por. Ćd 103). Dzisiejsza kultura to kultura obrazkowa. W naszą świadomość starają się wedrzeć miliony obrazów, nieraz bardzo mocnych, wypełnionych agresją, przemocą i seksem, kolorowych, rozmigotanych i szybko się zmieniających. Czy nie wystawiamy się na to niebezpieczeństwo zbyt łatwo? Na ile poddajemy się tym obrazom? Być może zbyt lekkomyślnie spędzamy godziny przed telewizorem i oglądamy bezwartościowe programy. Karmiona nimi wyobraźnia staje się przyczyną wielu trudności. Kultura obrazkowa czyni poza tym naszą wyobraźnię bierną. Wszystko zostaje nam podane jak na tacy. Nie musimy wysilać tej władzy psychicznej, dlatego staje się mało twórcza. Przede wszystkim jednak przestajemy mieć nad nią kontrolę. Trzeba więc ćwiczyć się w tym, co i jak winno się pojawiać w naszej wyobraźni.
Piąte, wstępne ćwiczenie duchowe zachęca do wyrażenia pragnień: „Prosić o to, czego chcę” (Ćd 104). I tym razem jesteśmy konfrontowani z licznymi trudnościami. Jednak zamiast do zniechęcenia modlitwą, winny prowadzić nas one do pytań:
- Czy znam swoje pragnienia?
- Czy pragnienia, które żywię, są moje, czy raczej zostały mi narzucone?
- Czy potrafię odróżniać pragnienia od potrzeb i pożądań?
- Czy umiem pragnąć?
- Czy mam pasję?
- Czy dopuszczam do siebie wielkie pragnienia?
- Co robię z tą sferą mego życia, w której jest tak wiele ukrytych energii? Z siły owych energii doskonale zdaje sobie sprawę współczesny marketing. Dziś często to reklamy dyktują nam, czego mamy pragnąć.
- Czy zgadzam się na to, by to inni kierowali moimi pragnieniami?
- Na ile pozwalam odebrać sobie prawdziwe, głębokie pragnienia i funkcjonuję na płaszczyźnie potrzeb i pożądań?