O zmaganiach i duszy, i ciała dowiadujemy się z „Dziennika” sporządzonego przez siostrę Weronikę (bo takie imię zakonne otrzyma). Na 22 tysiącach stron rękopisu znajduje się opowieść o doświadczeniu Bożego prowadzenia. I co ważne, możemy powiedzieć, wręcz symboliczne, kiedy mowa o Weronice Giuliani, na każdej ze stron pism, które pozostawiła, polecała kogoś, a za wstawiennictwo składała ofiarę ze swojego cierpienia. Nasza patronka – postać o wielkiej wrażliwości sumienia - poświęciła się pokucie. W imię głębokiej, mistycznej miłości do Chrystusa, przyjęła poniżenie, utrapienia, choroby, ból fizyczny i duchowy, a dary ekstazy i widzeń nadprzyrodzonych, których wielokrotnie doznawała nie zawsze były przez innych właściwie rozumiane. Mistycyzm Weronki Giuliani, u jej współczesnych budził zaniepokojenie, bo i Święte Oficjum badało jej przypadek, a dane jej było znosić również prześladowania – co przyjmowała z pokorą mówiąc, że „Krzyże i męki są darem dla mnie z Bożej ręki”.
Kim była ta ukryta za klauzurą kobieta, która ofiarowała siebie za grzechy wszystkich ludzi? Urodziła się 27 grudnia 1660 roku w szlacheckiej, zamożnej rodzinie w miejscowości Mercatello. Była najmłodszą z 7 sióstr, spośród których jeszcze trzy wybrały życie zakonne. Jak to często bywa, ojciec planując przyszłość córki widział ją zamężną. Ale Urszula już jako dziecko kierowała oczy ku niebu. Bierzmowana, kiedy miała 7 lat, po trzech latach dopuszczona do Pierwszej Komunii świętej, mając 17, wbrew woli ojca wstąpiła do klasztoru kapucynek. I choć wątpiono czy panna z dobrego domu podoła trudom życia zakonnego, złożyła śluby i przyjęła imię Weronika. Była w zgromadzeniu: furtianką, kucharką, szatniarką, piekarką, zakrystianką, przez wiele lat mistrzynią nowicjatu, a ostatecznie pełniła urząd ksieni. Przez dziesiątki lat wymagająca i surowa wobec siebie, dla innych była delikatna i zatroskana o ich los.
Życie siostry Weroniki było głęboko naznaczone cierpieniem. I to nie tylko przez pokuty, które sobie zadawała – życie o chlebie i wodzie, czy droga krzyżowa w tunice, którą od wewnątrz obszyła ostrymi kolcami lub listy do Jezusa pisane własną krwią… Doświadczenie bólu fizycznego i różnego typu niedostatków, ofiarowane jako pokuta za grzechy, było tylko częścią jej drogi ku świętości. Choć w duchowych doznaniach przychodziło niejednokrotnie duchowe cierpienie – oschłość, poczucie opuszczenia czy osamotnienia – to Jezusowe dary ekstaz czy widzeń nadprzyrodzonych przynosiły pocieszenie. Po mistycznych zaręczynach i zaślubinach z Chrystusem w kwietniu 1697 roku Weronika otrzymała dar stygmatów (najpierw korony cierniowej), a później pięciu ran na rękach, stopach oraz boku. I choć na jej prośbę z czasem zniknęły, to ból, którego doświadczał Jezus pozostał. Ponadto jak stwierdzili lekarze, znaki męki Pańskiej zapisały się w jej ciele. Kiedy zmarła – 9 lipca 1727 roku – po bardzo bolesnej i długiej, bo 33 dniowej agonii, okazało się, że symbole te są widoczne na jej sercu.
W poczet błogosławionych wprowadził Weronikę Pius VII, a została kanonizowana przez Grzegorza XVI w roku 1839.