Przenieśmy się zatem do dzisiejszej Turcji, do miejscowości Sivas, a w czasach Cesarstwa Rzymskiego Sebasty, silnego armeńskiego ośrodka chrześcijańskiego i posłuchajmy dramatycznej historii, która zawiodła kilkudziesięciu przepełnionych wiarą mężczyzn na ołtarze.
W 313 roku miało miejsce przełomowe dla chrześcijan wydarzenie. Popularnie określany mianem „edyktu mediolańskiego” dokument wprowadzał równouprawnienie kultów. I mogłoby się wydawać, że czas krwawych prześladowań minął. Niestety, nie wszyscy i nie wszędzie w Cesarstwie respektowali wprowadzone zmiany. Mianowicie zarządzający Wschodem Licyniusz był zaciekłym poganinem, a więc nie tylko dla wierzących legionistów nadszedł trudny czas.
Nasi dzisiejsi bohaterowie zostali aresztowani w 320 roku, ponieważ nie chcieli złożyć ofiary z kadzidła pogańskim bożkom, co nakazał im namiestnik cesarski. Nie od razu skazano ich na śmierć. Kiedy okazało się, że nie działają prośby trafili do lochów. Tam skuci kajdanami, torturowani – bici kamieniami, biczowani, szarpani żelaznymi hakami – trwali w wierze. Nie mogąc siłą złamać ich oporu postanowiono skazać ich na śmierć przez … zamarznięcie.
W Armenii trwała jeszcze surowa zima. Obnażonych żołnierzy pozostawiono na noc na pokrytym lodem jeziorze, ale skazańcy mogli widzieć ogrzewaną łaźnię … mieli wybór. Zawołali jednak:
„Zaprawdę nie z szat obnażamy się, lecz dawnego człowieka porzucamy. Srogi (jest) mróz, ale słodki raj; bolesny lód, wszakże słodka nagroda. Nie cofniemy się …”
Wprawdzie nie wytrwali wszyscy. Mimo tego, że jeden z legionistów pobiegł ku ogrzewanemu schronieniu, a nad głowami męczenników pojawiło się tylko 39 wieńców czy też koron, to jednak wspominamy dziś 40 męczenników. Otóż jeden ze strażników czy też odźwiernych nawrócił się, zdjął ubranie i dołączył do żołnierzy.
Tak więc symboliczna liczba 40 – jak czterdzieści dni postu Jezusa – i słowa modlitwy konających na jeziorze
„Panie, oto czterdziestu nas wstąpiło na pole walki, racz nie dopuścić, żeby mniej niż czterdziestu osiągnęło wieniec zwycięstwa. Oby nie zabrakło nikogo z tej liczby, zawierającej w sobie szczególne dostojeństwo (...)"
– pozostały w tradycji.
Kiedy, aby dokończyć kaźni połamano skazańcom golenie, okazało się, że przy życiu pozostał jeden. Nie dobito go licząc, że porzuci wiarę. Jednakże jego matka wzięła go na ręce i szła za wozami, na które rzucono ciała legionistów. Szła za wozami mówiąc
„Synu, pocierp jeszcze chwilę. Chrystus Pan stoi u drzwi i wesprze cię w walce”.
Kiedy skonał, złożyła jego zwłoki z pozostałymi, a te, wedle niektórych przekazów, zostały spalone. To, co pozostało wrzucono do rzeki. Jak się okazało w cudowny sposób szczątki spłynęły w jedno miejsce, skąd zostały zabrane przez wiernych i z czcią pochowane.
W ikonografii 40 męczenników z Sebasty przedstawia się jako grupę nagich mężczyzn z opaskami na biodrach, czasami po kolana w wodzie wraz z pilnującymi lub dołączającym do grupy strażnikiem. Nad nimi można zobaczyć Jezusa.