Ustawienia

Ulubione 0
6 świętych jezuitów
1. Św. Ignacy Loyola SJ
0,00 / 0,00
1. Św. Ignacy Loyola SJ
2. Św. Piotr Faber SJ
3. Św. Stanisław Kostka SJ
4. Św. Franciszek Borgiasz SJ
5. Św. Józef Pignatelii SJ
6. Św. Franciszek Ksawery SJ

6 świętych jezuitów

Sześciu świętych jezuitów


W nawróceniu św. Ignacego Loyoli wielką rolę odegrali święci, na których się wzorował, a nawet, w pewnym sensie, chciał z nimi współzawodniczyć. Dlatego też chcemy, aby „Modlitwa w drodze” była miejscem inspirowania się, pobudzania pragnień i szukania tego, co pomoże nam bardziej odnajdywać własną drogę świętości i naśladowania Chrystusa. 

Zaczniemy od świętych jezuitów. Św. Ignacy był założycielem zakonu. MWD czerpie z jego bogactwa duchowego. Św. Piotr Faber był pierwszym księdzem wśród jezuitów. Zmarł mając 40 lat. Św. Franciszek Borgiasz był pierwszym jezuitą z królewskiego rodu i trzecim generałem zakonu. Św. Franciszek Ksawery to największy misjonarz ery nowożytnej, pierwszy Europejczyk w Japonii. Zmarł mając 46 lat.

Św. Stanisław Kostka to najmłodszy kanonizowany jezuita, miał niespełna 18 lat, najbardziej znany na świecie z polskich jezuitów, pierwszy błogosławiony wśród współbraci. Św. Józef Pignatelli to jezuita, który przeprowadzał zakon przez najczarniejsze chwile w historii, przez kasatę i ‘wskrzeszenie’, stając się niejako drugim założycielem zakonu. Słuchając opowieści o nim możemy zobaczyć przedziwne zderzenie ze współczesnością. 

Posłuchajmy i dajmy się porwać ku niebu! 

1. Św. Ignacy Loyola SJ
0,00 / 0,00
2. Św. Piotr Faber SJ
0,00 / 0,00
3. Św. Stanisław Kostka SJ
0,00 / 0,00
4. Św. Franciszek Borgiasz SJ
0,00 / 0,00
5. Św. Józef Pignatelii SJ
0,00 / 0,00
6. Św. Franciszek Ksawery SJ
0,00 / 0,00

1. Św. Ignacy Loyola SJ

Iñigo de Loyola urodził się w pod koniec 1491 r. w szlacheckim rodzie baskijskim z prowincji Guipuzcoa. Był najmłodszym z trzynaściorga dzieci Beltráma i Mariny. Wcześnie stracił matkę, a ojca, gdy miał lat szesnaście. Choć rodzina była tradycyjnie katolicka, nie miał dobrego przykładu. Jego ojciec miał kilkoro nieślubnych dzieci. Jego starszy brat, Pedro, ksiądz i proboszcz w Azpeitii miał konkubinę i kilkoro dzieci. 

Sam Iñigo w młodości otrzymał tonsurę, czyli został przeznaczony do stanu duchownego, ale nie w głowie mu była kariera kościelna. Marzył o karierze światowej. 

Jak sam wyznaje w Opowieści Pielgrzyma, czyli swojej autobiografii: „Aż do dwudziestego szóstego roku życia był człowiekiem oddanym marnościom tego świata. Szczególniejsze upodobanie znajdował w ćwiczeniach rycerskich, żywiąc wielkie i próżne pragnienia zdobycia sobie sławy”. Zapewne Iñigo nie przypuszczał jaką ‘sławę’ przygotował dla niego Pan Bóg. 

Punktem zwrotnym jego życia był dzień 20 maja 1521 roku. Właśnie wtedy kula armatnia wystrzelona z francuskiego działa w kierunku obrońców twierdzy w Pampelunie ugodziła go w nogę. Zostawiła trwały ślad. Kuśtykał do końca życia, ale to, co dla niektórych byłoby życiową tragedią, dla niego stało się szansą. Rozpoczął się proces duchowej przemiany i nawrócenia, poszukiwania sensu życia, drogi powołania i odkrycia tego, co najważniejsze: dać się poprowadzić Bogu, być Mu posłusznym, czynić wszystko z miłości do Boga i na Jego większą chwałę. 

Kluczem do sukcesu dla Ignacego – bo tym imieniem się posługiwał później – było rozeznanie duchowe. Kiedy leżał w łóżku w trakcie rekonwalescencji na zamku w Loyoli, poprosił o coś do czytania, myśląc wtedy o jakichś romansach rycerskich. Ponieważ na zamku były wtedy tylko Vita Christi Ludolfa z Saksonii, kartuza i Złota Legenda Jakuba de Voragine, dominikanina, więc z nudów oddawał się lekturze. Nie rezygnował jednak ze swoich marzeń i ‘próżnych pragnień’, jak je po latach nazywał. Zauważył jednak bardzo drobną różnicę. Kiedy oddawał się myślom ‘światowym’ odczuwał wielkie poruszenie i radość w trakcie wyobrażeń, ale potem miał uczucie pustki i smutek. Kiedy natomiast myślał o sprawach ‘Bożych’ nie tylko był poruszony i radosny w ich trakcie, ale także potem. Ta drobna różnica stanów ducha doprowadziła go do zrozumienia tego, które myśli i poruszenia są od ducha dobrego, a które od ducha złego. To był klucz jego życia duchowego – rozeznanie duchowe. Zrozumiał język, którym Bóg się posługiwał, żeby go poprowadzić. A kiedy go zrozumiał i nauczył się tego języka, dał się poprowadzić Bogu, wiernie ‘rozeznając’ poruszenia, jakich doznawał. 

Marzył o ‘pomaganiu duszom’ w Ziemi Świętej, ale Bóg chciał, by dawał rekolekcje, ćwiczenia duchowe, uczył rozeznawania ‘Bożego języka’ w innych miejscach. Chciał wstąpić do podupadłego zakonu kontemplacyjnego, aby go podźwignąć, ale założył wraz ze swoimi naśladowcami nowy zakon,  Towarzystwo Jezusowe. Jezuitów widział jako ‘lekką kawalerią’ w Kościele, ale dał się namówić ludziom świeckim, aby osiąść i otworzyć szkołę. Dzisiaj jest to jedno ze ‘sztandarowych’ dzieł zakonu. Wszystko dlatego, że nie ważne co się robi i gdzie, ale najważniejsze, żeby było to na cześć i większą chwałę Boga, z posłuszeństwa Jemu. 

Ignacy zmarł 31 lipca 1556 roku w Rzymie i tam został pochowany. Kanonizował go w 1622 roku Grzegorz XV.

2. Św. Piotr Faber SJ

Kiedy nie tak dawno, w 2013 roku, papież Franciszek kanonizował swojego współbrata, Piotra Fabra, przyznał, że zawsze go podziwiał. Był on dla niego ‘zreformowanym kapłanem’. Cechy osobowości Piotra, które go najbardziej inspirowały, to umiejętność „dialogu ze wszystkimi ludźmi, nawet najbardziej zagorzałymi przeciwnikami; to prosta pobożność i swego rodzaju naiwność; to dyspozycyjność nieznosząca zwłoki oraz fakt, że w sposób stanowczy potrafił podejmować ważne i radykalne decyzje, a jednocześnie potrafił być bardzo łagodny, łagodny…” 

Rzeczywiście coś musiało być w osobowości tego prostego jezuity, skoro tak wielu lgnęło do niego, chciało z nim rozmawiać, odbyć ćwiczenia duchowe, czy wyspowiadać się u niego. Umiał przemawiać do serc słuchaczy, że pragnęli przemiany i dążyli do nawrócenia. Może i nas ta jego historia natchnie do czegoś dobrego. 

Urodził się 13 kwietnia 1506 roku w Sabaudii, w południowej Francji, w diecezji genewskiej. Pochodził z ubogiej, wiejskiej rodziny. Jako młody chłopak wypasał owce w Alpach francuskich. Chciał się uczyć i miał świetną pamięć. 

Wykształcenie podstawowe zdobył w rodzinnych stronach. Od 1525 roku rozpoczął studia na paryskiej Sorbonie. Tam spotkał się z Franciszkiem Ksawerym, a potem z Ignacym Loyolą. 

Te znajomości były dla niego kluczowe. Piotr wahał się, jaką obrać drogę w życiu. Myślał o małżeństwie, chciał zostać lekarzem, prawnikiem, innym razem księdzem albo mnichem. Miał trudności materialne i duchowe. Doświadczał ogromnych skrupułów. Kiedy odważył się w końcu otworzyć duszę przed Ignacym Loyolą, on mu pomógł – jak napisze w swoim dzienniku duchowym – „zrozumieć moje sumienie, pokusy i skrupuły, których doświadczałem od dłuższego czasu, nic nie pojmując i nie znajdując drogi pokoju”. 

I tak zaczęła się przygoda życia dla Piotra. Razem z Ignacym i Franciszkiem Ksawerym oraz kilkoma innymi, jak oni, studentami paryskiego uniwersytetu zakładają Towarzystwo Jezusowe – jezuitów, i oddają do dyspozycji Kościoła wszystkie swoje talenty i samych siebie, aby działać ‘Ad Maiorem Dei Gloriam’ – na większą chwałę Boga i ku pożytkowi ludzi. 

W sierpniu 1534 roku Piotr był jedynym kapłanem w grupie pierwszych jezuitów i mógł odprawić Mszę świętą, podczas której ‘przyjaciele w Panu’, jak się nazywali, złożyli swoje pierwsze śluby. 

Piotr Faber był skromnym i łagodnym człowiekiem. Mówił spokojnie i łagodnie. Ale to właśnie przyciągało do niego ludzi. Ludzie cisnęli się do kościoła, gdzie przemawiał. Słuchali go z zapartym tchem. Potem odprowadzali go tam, gdzie mieszkał, zwykle były to szpitale i przytułki. Tam chcieli z nim osobiście porozmawiać, skorzystać z kierownictwa duchowego, czy się wyspowiadać. 

Piotr Faber był znakomitym i niezwykle doświadczonym kierownikiem duchowym. Nauczył się ćwiczeń w ‘szkole Ignacego’, ale dołożył do tego swoją wrażliwość, wiedzę i cechy charakteru, które sprawiały, że ludzie lgnęli do niego. 

Był posyłany w najbardziej zapalne miejsca ówczesnej Europy. Od Portugalii, Hiszpanii po Niemcy, będące w samym środku burzy protestanckiej. Tam też przekonał się, że „luteranie zdołali pociągnąć tylu ludzi do zbuntowania się przeciw Kościołowi rzymskiemu nie z powodu przewrotnego posługiwania się Pismem Świętym, lecz główną przyczyną były złe obyczaje duchowieństwa”. Jako narzędzie naprawy widział dawanie Ćwiczeń duchowych. Temu się poświęcił przede wszystkim. 

Nie zaniedbywał także innych pokornych posług. Uczył katechizmu dzieci i prostych ludzi, odwiedzał chorych w szpitalach i godzinami słuchał spowiedzi. Rozmawiał i prowadził kierownictwo duchowe. 

Prawie całą ówczesną Europę przemierzył pieszo. Umarł 1 sierpnia 1546 roku. Miał wtedy czterdzieści lat.

3. Św. Stanisław Kostka SJ 

Był pokorny, gardził honorami, światem i sobą. Ukrywał swoje szlachectwo. Spełniał najniższe posługi. Był skromny i posłuszny. Dla innych był łagodny, dla siebie surowy i wymagający. Modlił się nieustannie. Żył krótko, ale odważnie i intensywnie. Dzisiaj powiemy o św. Stanisławie Kostce, jezuicie, patronie młodzieży, jednym z najbardziej znanych polskich świętych z przeszłości. 

Urodził się w szlacheckiej rodzinie w roku 1550. Był drugim synem z pięciorga rodzeństwa. Rodzina była zasobna. Ojciec był kasztelanem zakroczymskim. Ich religijność była dosyć przeciętna, ale dzieci wychowywane były surowo. 

Stanisław podstawowe wykształcenie zdobywał w domu rodzinnym. Kiedy skończył czternaście lat, razem ze starszym o dwa lata bratem Pawłem, został wysłany do kolegium Jezuitów w Wiedniu. Uczył się tam gramatyki, humaniorów i retoryki. 

Po kilku miesiącach mieszkania w konwikcie jezuitów, bracia musieli przenieść się na kwaterę prywatną. Ich relacje nie układały się najlepiej. Stanisław był spokojny, skoncentrowany na nauce, pobożny. Brat Paweł i pozostali z grupy uczniów i opiekunów dawali mu się we znaki, robiąc mu często na złość. 

Spośród wydarzeń, jakie zaszły wtedy w życiu Stanisława, dwa są szczególnie ważne. 

„Przyszedł dzień 4 grudnia 1566 roku, święto św. Barbary, drugiej patronki Sodalicji Mariańskiej, do której należał Stanisław. Nie była to polska święta, ale żywił do niej szczególne nabożeństwo, bo była patronka dobrej śmierci… Stanisław zachorował… Zaczął majaczyć… Chory miał pragnienie i chciał przyjąć Komunię św… Wydawało się, że tamta noc będzie ostatnia… Stanisław był spokojny, przytomny  i sprawiał wrażenie zajętego sprawą nieba, gdy nagle zerwał się z nieludzka siłą, wyprostował na łóżku i powiedział mocnym głosem: Proszę uklęknąć, święta dziewica Barbara nadchodzi z nieba z dwoma aniołami, a jeden z nich przynosi mi Ciało mojego Pana, Jezusa Chrystusa. Głęboko się skłonił, uklęknął na łóżku, wypowiedział trzy razy: Domine, non sum dignus – Panie, nie jestem godzien, otworzył usta i wyciągnął język, aby przyjąć komunię…” Stanisław był przekonany, że odzyskał zdrowie dzięki św. Barbarze. 

Drugie wydarzenie to wizja Najświętszej Dziewicy, która mu się ukazała i położyła Dzieciątko Jezus w jego ramionach. Po tym widzeniu wyzdrowiał. Wtedy też Maryja powiedziała mu: „Pragnę, byś wstąpił do Towarzystwa Jezusowego”. Stanisław zwierzył się z tego pragnienia swojemu kierownikowi duchowemu i natychmiast zaczął szukać sposobu, jak to powołanie zrealizować. 

Wiedział, że nie ma co liczyć na zgodę ojca. Nie miał też co liczyć na brata i opiekunów. Jezuici austriaccy nie chcieli go przyjąć, bo bali się gniewu ojca, ale poradzili mu udać się do Niemiec lub Rzymu. 

Dla Stanisława nie było rzeczy niemożliwej, żeby zrealizować pragnienie. Uciekł w przebraniu, 10 sierpnia 1567 roku. Pomaszerował do Augsburga, a potem do Dylingi, bo tam był prowincjał, św. Piotr Kanizy. On postanowił wysłać go do Rzymu. W towarzystwie dwóch innych jezuitów, Stanisław dotarł do Rzymu w październiku i tam rozpoczął nowicjat zakonny. 

Ojciec, kiedy dowiedział się o sprawie, ze wściekłością i wyrzutami pisał do Stanisława, że ‘splamił znakomity ród Kostków’. Stanisław czytał ten list płacząc. 

10 sierpnia 1568 roku Stanisław poczuł się źle. Położył się do łóżka na polecenia brata infirmarza i powiedział, że umrze za kilka dni. Nikt mu nie uwierzył. 

„W nocy, 14 sierpnia, koło 22.30, twarz jego znieruchomiała i przestał oddychać. Umarł”. 

Nie ukończył 18 lat, ale odwagą i determinacją mógłby obdzielić wielu. Kanonizował go w roku 1726 Benedykt XIII.

4. Św. Franciszek Borgiasz SJ 

Jego droga życiowa nie była typowa dla ludzi Kościoła. Był ‘wnukiem skandalu’, jak go nazywali biografowie. Pochodził z książęcego rodu. Ożenił się i miał wiele dzieci. Wstąpił do zakonu jezuitów. Był niesłusznie prześladowany przez Inkwizycję kościelną. Został trzecim z kolei Generałem zakonu. Dzisiaj powiemy o św. Franciszku Borgiaszu. 

Historia jego rodziny jest zaiste błyskotliwa, ale i pełna skandali. Sam Francisco de Borja y de Aragón był ze strony ojca prawnukiem papieża Aleksandra VI, a ze strony matki króla Ferdynanda Katolickiego, w obu przypadkach z nieprawego łoża. Franciszek był naznaczony tym ‘skandalem’ i chyba aż do śmierci czuł potrzebę wynagradzania za grzechy dziadków. 

Urodził się 28 października 1510 roku. Na przekór skandalom atmosfera jego rodziny była bardzo religijna. 

Kiedy miał 10 lat, zmarła mu matka. Dwa lata później został wysłany do Tordesillas jako paź infantki Katarzyny, siostry cesarza Karola V, późniejszej królowej Portugalii. 

W 1528 roku został przyjęty na dwór króla Karola V. W następnym roku, mając zaledwie 19 lat, ożenił się z pochodzącą z Portugalii Leonor de Castro. Mieli razem ośmioro dzieci. 

W maju 1539 roku zmarła w wieku trzydziestu sześciu lat cesarzowa Izabela Portugalska. Borgiasz musiał potwierdzić po otwarciu trumny, że są to rzeczywiście doczesne szczątki królowej. Widok rozkładającego się ciała był dla Franciszka gorzkim doświadczeniem śmierci. 

Niedługo potem Karol V mianował Borgiasza wicekrólem Katalonii, najwyższym władcą księstwa. Miał wtedy 29 lat. Był jednak kompetentny i lojalny. 

Franciszek Borgiasz utrzymywał kontakty z wieloma dostojnikami kościelnymi i zakonami, ale największy wpływ wywarli nań pierwsi jezuici, którzy przybyli do Barcelony, zwłaszcza św. Piotr Faber. 

W marcu 1546 roku zmarła jego żona i wtedy Franciszek postanowił spełnić swoje od dawna noszone pragnienie poświęcenia się Bogu. Odprawił rekolekcje i poprosił o przyjęcie do Towarzystwa, ale Ignacy Loyola, założyciel i pierwszy generał zakonu, wyrażając radość, poradził, by najpierw zapewnił byt swojemu licznemu potomstwu i zdobył tytuł doktora. To wszystko miało się dokonać „na razie w wielkiej tajemnicy, ponieważ świat nie ma uszu, aby usłyszeć taki grzmot” – jak powiedział św. Ignacy. 

Taka sytuacja trwała pięć lat. By sprawę upublicznić, Franciszek udał się do Rzymu, skąd napisał do cesarza Karola V, informując go o zamiarach i prosząc o upoważnienie do zrzeczenia się tytułu i posiadłości. Rzym opuścił niedługo potem, aby schronić się w samotni gór Guipuzcoa, gdyż papież chciał go mianować kardynałem. 

W maju 1551 roku przyjął święcenia kapłańskie i rozpoczął zwyczajne posługi jako jezuita. Trzy lata później św. Ignacy mianował go komisarzem zakonnym z władzą nad całym terytorium Hiszpanii i Portugalii. Franciszek zakładał nowe kolegia zakonu, ale najbardziej mu zależało na otwieraniu w każdej prowincji nowicjatu zakonnego. 

W 1559 roku pisma Borgiasza trafiły na Indeks Ksiąg Zakazanych. Była to jawna niesprawiedliwość. Pewien drukarz wydał piracko jego sześć traktatów wraz z trzema innymi różnych autorów, przypisując wszystko Borgiaszowi. Inkwizycja nigdy nie sprecyzowała, jakie były błędy i jakiego autora. 

W 1565 roku Franciszek Borgiasz został trzecim Generałem zakonu. To on przyjął między innymi do rzymskiego nowicjatu św. Stanisława Kostkę. 

Borgiasz kierował ekspansją Towarzystwa na całym ówczesnym świecie. 

Zmarł 1 października 1572 roku. Kanonizował go niespełna 100 lat później Klemens X.

5. Św. Józef Pignatelli SJ 

„O północy dwa oddziały kantabryjskie, jeden szwajcarski, a drugi kawaleryjski, podeszły pod kolegium i zaczęły kontrolować wszystkie jego wejścia. O piątej nad ranem królewski komisarz zastukał mocno do bramy. Nakazał ją otworzyć portierowi i zaprowadzić się do pokoju rektora. Chciał mu zakomunikować królewski rozkaz… Rozległ się głos domowego dzwonka, wszyscy zaczęli wychodzić ze swoich pokoi, słysząc polecenie: do refektarza, do refektarza. Gdy się już zgromadzili, komisarz w otoczeniu urzędników i żołnierzy odczytał im dekret wygnania: ‘Kierując się bardzo poważnymi racjami… podjąłem decyzję, by rozkazać wygnać z moich posiadłości w Hiszpanii i Indiach, na Wyspach Filipińskich oraz innych pobliskich wyspach członków Towarzystwa…, a ponadto zająć wszystkie dobra materialne Towarzystwa w moich posiadłościach. 

Podobna scena jak w Saragossie rozegrała się w ponad stu dwudziestu domach, jakie posiadali jezuici w Hiszpanii: z tą samą punktualnością, tak samo sprawnie, tak samo w sekrecie, z takim samym wywierającym wrażenie użyciem wojska. Rozkaz wygnania dotknął [pięć i pół tysiąca jezuitów]... 

Zaskoczenie było całkowite. Jezuici byli świadomi polowania, jakie na nich urządzano, ale nie dotarł do nich żaden przeciek o tym, co ich czeka”.

„Już od pierwszej chwili Józef Pignatelli zaczął umacniać swoich współbraci. Będzie pełnił tę rolę przez całe życie… Dzięki spokojowi, nadzwyczajnej przystępności i arystokratycznej uprzejmości Pignatelli stał się filarem i wsparciem dla wygnanych współbraci”. Dzisiaj powiemy o tym ‘aniele stróżu’ dla współbraci jezuitów w najczarniejszym momencie historii zakonu, w czasie agonii i kasaty oraz w czasie powolnego zmartwychwstawania. 

Józef Pignatelli urodził się 27 grudnia 1737 roku w Saragossie, w szlacheckiej rodzinie o korzeniach neapolitańskich i hiszpańskich. Był siódmym dzieckiem z ośmiorga rodzeństwa. Wcześnie stracił rodziców. 

Do zakonu wstąpił mając zaledwie piętnaście lat. Święcenia kapłańskie przyjął w roku 1762. Miał poważne kłopoty ze zdrowiem. Do feralnego poranka 3 kwietnia 1767 roku był profesorem gramatyki dla uczniów w kolegium i duszpasterzem dla skazanych na śmierć. Nazywano go ‘ojcem powieszonych’. 

Następnego dnia jezuitów wywieziono z miasta. Uczniowie kolegium wyszli na drogę, by pożegnać się ze swymi nauczycielami. „Trzymaliśmy się mocno, widząc łzy przyjaciół i krewnych, ale nie mogliśmy się opanować wobec takiego rzewnego widoku – tak po latach wspominał tę scenę Pignatelli”. 

Jezuitów załadowano na statki. „Zaczynali okres trwający ponad rok, podczas którego byli autentycznymi boat people – ludźmi na łodziach, odrzucanymi przez wszystkich. Nikt nie chciał udzielić im azylu. Wędrowali [po Morzu Śródziemnym] od portu do portu, skomasowani na statkach handlowych”. Ostatecznie po tej gehennie osiedli na terenie Państwa Kościelnego, do czasu zanim papież Klemens XIV, pod naciskiem i wręcz szantażem europejskich potęg ostatecznie nie dokonał kasaty zakonu. 

O. Józef Pignatelli, który po kasacie był zwykłym księdzem żywo interesował się losami swoich współbraci. Utrzymywał kontakt z eksjezuitami. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, aby odbudowywać struktury zakonu, dołożył wszelkich starań, by tak się stało. Był magistrem nowicjuszów w odradzającym się Towarzystwie. Kilka lat później został prowincjałem, a potem też instruktorem tak zwanej trzeciej probacji. „Pignatelli – człowiek duchowy, wykształcony i dworski rycerz, był poszukiwany jako doradca kościelnych i świeckich osobistości. Przyjmował wiele wizyt”. Pius VII nosił się z myślą, by mianować go kardynałem. 

O. Pignatelli wspomagał finansowo nie tylko swoich współbraci jezuitów, ale wiele wspólnot sióstr zakonnych, a nawet samego papieża. 

Zmarł 15 listopada 1811 roku, nie doczekawszy oficjalnego przywrócenia Towarzystwa w całym Kościele, które nastąpiło trzy lata później.

6. Św. Franciszek Ksawery SJ

Z wielkimi marzeniami i planami udawał się na małą wysepkę Sancjan, niemal u wrót Chin, snując plany o przedostaniu się na kontynent, by głosić naukę Chrystusa. Widział bowiem, jak kultura tego kraju wpływała na cały obszar Azji południowo wschodniej, od Indii po Japonię. Był pewny, że jeżeli Chiny się nawrócą, cała Azja będzie należeć do Chrystusa. 

Sprawy jednak komplikowały się z dnia na dzień. Władze chińskie nie sprzyjały przybyszom. Franciszek Ksawery pozostawał niewzruszony, mimo że wszyscy go opuszczali. 12 listopada 1552 roku napisał ostatnie smutne listy. Nazajutrz „okręt wiozący pisma do Malakki zniknął na horyzoncie. W Sancjanie zapanowała samotność i spokój… Głodowali. Niejednokrotnie musieli żebrać o kawałek chleba lub coś do zjedzenia…” 

Zapewne nie tak wyobrażał sobie swoją karierę. Pochodził ze szlacheckiej rodziny. Jego ojciec był doktorem Uniwersytetu Bolońskiego. On sam miał nie mniejsze aspiracje. Żył w czasach wielkich przemian. Stary, poukładany świat legł w gruzach, odkryto nowe lądy, Amerykę, drogę do Indii. Europa targana była Reformacją i konfliktami wybuchającymi co raz na tym tle. ‘Nowe’ rzeczywiście rodziło się w bólach. 

Franciszek Ksawery studiował w Paryżu. Tam poznał św. Ignacego Loyolę i na zawsze związał swoje życie z Chrystusem. Oddał się Jezusowi bez reszty, godząc się na to, by On go posłał na cały świat, gdziekolwiek zechce. 

Po kilku dniach w opuszczeniu i głodzie na wyspie Sancjan Ksawery zachorował. Miał wysoką gorączkę i siły opuszczały go coraz bardziej. Modlił się, wzywając miłosierdzia Bożego. 

Wracał do tego dnia, który zupełnie niespodziewanie odmienił jego życie. Był 14 marca 1540 roku. Franciszek był wtedy w Rzymie, był sekretarzem Towarzystwa. Wezwał go Ignacy i powiedział: „Magistrze Franciszku, już wiesz, że z polecenia Jego Świątobliwości dwóch z naszej grupy powinno udać się do Indii, a jednym z nich jest magister Bobadilla. Z powodu choroby nie może ruszyć w drogę, a ambasador nie może czekać, aż wyzdrowieje. Oto twoje zadanie. Franciszek odpowiedział natychmiast: Dobrze, jestem gotów!...” Nazajutrz wyjechał z Rzymu, by już nigdy doń nie powrócić. „Odziany w starą i pocerowaną sutannę, żegnał się ze swym ‘prawdziwym ojcem’ Ignacym… Miał jedynie brewiarz i kilka pism. To był cały jego bagaż”. 

Na to wspomnienie Franciszek westchnął: „Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!... Czuł, że zbliża się śmierć, i polecił, żeby zawieziono na statek kilka rzeczy, które posiadał: pisma i książki, bieliznę i obrazki. Potem stracił przytomność” i zaczął majaczyć. 

Podróż Ksawerego statkiem z Europy do Indii zajęła dwa lata. Był pierwszym Europejczykiem, który dotarł do Japonii. We współczesnej historii misji katolickich nie ma nikogo, kto mógłby mu dorównać rozmachem i śmiałością. W tamtym czasie korespondencja była znikoma i bardzo powolna. W ciągu dziesięciu lat Franciszek otrzymał listy tylko pięć razy. Jego listy, mimo, iż nieliczne, krążyły w tysiącach odpisów po Europie, odczytywane z ambon wzniecały olbrzymi zapał misyjny. 

„Pod wieczór w piątek, 2 grudnia, Antonio – czuwający przy Franciszku chiński towarzysz – zorientował się, że zbliża się koniec… ‘Tuż przed świtem, widząc, że umiera, włożył mu do ręki świecę. Z imieniem Jezus na wargach, z wielkim spokojem, oddał ducha swemu Stwórcy i Panu. Zmarł przed świtem w sobotę, 3 grudnia 1552 roku, w porcie na wyspie Sancjan, w obcym słomianym szałasie, po dziesięciu latach od przybycia w te rejony Indii’. Miał czterdzieści sześć lat.”

o. Paweł Kosiński SJ

(ur. 1961), Obecnie koordynator Modlitwy w drodze. Współpracuje z chicagowskim Radiem Deon. Wcześniej duszpasterz środowisk polonijnych, duszpasterz akademicki w Opolu.