Św. Paweł pisał do chrześcijan w Koryncie: przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu. Niewielu tam możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co niemocne (por. 1 Kor 1, 26-27). Chrześcijanie nie byli elitą cesarstwa rzymskiego, nie byli rozumiani. Ich wiara wywodziła się z mało znaczącej części wielkiego imperium.
Rzymianie byli politeistami. Oddawali cześć różnym bogom. Starożytność nie uznawała ateizmu. Wszyscy oddawali cześć swoim bóstwom. Zarówno narody, jak i poszczególne grupy etniczne czy społeczne. Żydzi wyznający Judaizm, wiarę w jednego Boga, byli małą grupa, żyjącą gdzieś na marginesie społeczności cesarstwa rzymskiego. Początkowo chrześcijanie byli łączeni z Żydami. Z czasem wyodrębnili się, a ich monoteizm, wiara w jednego Boga, wiara w Chrystusa, która odrzucała oddawanie czci jakimkolwiek innym bóstwom była traktowana, jako ateizm. Rzymianie nie mogli zrozumieć tego, w co wierzą chrześcijanie i ich uporu, aby nie oddawać pokłonu innym bogom. Nie rozumieli ideału „miłości braterskiej”, zwracania się do siebie per „bracie”, „siostro”. Traktowali to jako dziwne więzy o charakterze kazirodczym. Na dodatek, ich spotykanie się w zamkniętych dla innych grupach, po domach, lub w katakumbach, które były ówczesnymi cmentarzami, czy praktyki liturgiczne, jak spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej, budziły zdziwienie, a nawet plotki i zgorszenie. O chrześcijanach krążyły straszne opowieści, że mordowali swoje dzieci, pili ich krew i jedli ich ciała.
To wszystko stało się pożywką dla niechętnych chrześcijanom ludzi do oskarżania ich o wszelkie plagi i nieszczęścia, jakie spadały na mieszkańców imperium. Tak było przy wybuchu pierwszego wielkiego prześladowania chrześcijan za czasów cesarza Nerona. Rzym, stolica cesarstwa, stał się wtedy w dosłownym sensie areną, gdzie ginęły setki, a nawet tysiące wyznawców Chrystusa.
Pierwsze prześladowanie, które wybuchło w latach 64-67, spadło na chrześcijan z zaskoczenia. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, cesarz Neron w swoim szaleństwie, chciał spalić stare zabudowania Rzymu, aby na ich zgliszczach wybudować nowe, piękniejsze miasto. Ta obłąkańcza wizja popchnęła go do tego, że posłał swoich podpalaczy, aby zaprószyli ogień i nie pozwalali go ugasić. Lud rzymski znienawidził szalonego władcę. Wtedy to Neron, dla odwrócenia uwagi, chciał zrzucić na chrześcijan winę za pożar trawiący zabudowania Rzymu. Zorganizował masowe egzekucje. Chrześcijanie zostali poddani wyrafinowanym torturom.
Nie mamy żadnego rejestru osób, które wtedy oddały życie za Chrystusa. Nie było wtedy tak – jak to bywało przy późniejszych prześladowaniach – że wytaczane były procesy sądowe, że były rozprawy, zapadały wyroki. Szacuje się, że w czasie tego pierwszego prześladowania zginęło w taki spektakularny, acz okrutny sposób kilka tysięcy męczenników. Niewielu znamy z imienia. Dlatego Kościół wspomina tych pierwszych męczenników rzymskich w jednym wspomnieniu. Ma świadomość, że na fundamencie ich krwi wzrastała nie tylko wspólnota w Rzymie, ale że na tej użyźnionej przez nich glebie zakorzenił się i wzrasta Kościół powszechny.