Ustawienia

Ulubione 0
28
03.2024
Wielki Czwartek J 13,1–15
0,00 / 0,00

Miłość w ĆD

Wydaje się, że najgłębsza intencja i cel Ćwiczeń duchownych, jak przed czterystu pięćdziesięciu laty, tak i dziś pozostaje wciąż do przemyślenia i rozwinięcia. Chodzi o ukazanie istoty Ćwiczeń, o dowód na to, że są one – by użyć słów papieskiego Breve z 1548 roku – „połączeniem Pisma Świętego i doświadczenia życia duchowego” i jako takie stanowią drogowskaz chrześcijańskiej doskonałości, wykraczający ponad wszelkie czasowe uwarunkowania. Próba takiego dowodu prowadzi do pytania, o którym będzie tutaj mowa: Jakie jest miejsce miłości, uosobienia chrześcijańskiej doskonałości, w Ćwiczeniach duchownych?

Zdyscyplinowane mówienie o miłości

Kontemplację pomocną do uzyskania miłości św. Ignacy umieścił na końcu czterotygodniowych Ćwiczeń. Patrząc na same słowa i strukturę tekstu, wydaje się, że prawie w ogóle nie ma tam mowy o miłości. Dlatego też wysuwano wiele zarzutów o ascetyzm, o przedchrześcijańskie napinanie woli, o brak teocentrycznego ukierunkowania. W udzieleniu odpowiedzi na te także dzisiaj po cichu brzmiące zarzuty może być pomocne rozważenie historycznej sytuacji, w kontekście której udzielona została pierwsza papieska aprobata dla Ćwiczeń

W Hiszpanii w początkach XVI wieku toczył się spór wokół Alumbrados, grupy, której zwolennicy zdawali się wyłącznie na wewnętrzne oświecenie. W ich instynktownej niechęci do tego, co w Kościele widzialne, zewnętrzne i związane z prawem można było ze słusznością odczuć powiew sprzeniewierzonej protestanckiej Północy. Wewnątrz Alumbrados była też tajemna grupa, zwana Dejados, która widziała najwyższy szczyt doskonałości w wyrzeczeniu się wszystkich własnych działań i w pasywnym wydaniu się Bożej miłości.

W takim duchowym klimacie pojawia się pewien nieuczony Iñigo z Loyoli z osobliwymi ćwiczeniami, a po kilku latach jego duchowi synowie z jakąś książeczką wypełnioną zapiskami uczynionymi ręką Iñigo. Niektórzy dopatrywali się wówczas w Ćwiczeniach wyrafinowanych wskazówek dla zdobycia owej „dającej pokój miłości”. Znamienne, że z jednej strony, w pierwszej apologii, jaką napisano w obronie Ćwiczeń, a opublikowano zaraz po papieskiej aprobacie, właśnie słowo „miłość” musiało być bronione. Z drugiej strony, to właśnie słowo i pojęcie tak naprawdę może być nazwane sercem Ćwiczeń Ignacego. Wszystkie zaproponowane ćwiczenia mają być bowiem od samego początku do końca odprawiane wśród duchowych poruszeń: pocieszeń i strapień, o których Ignacy mówi: „Pocieszeniem nazywam przeżycie, gdy w duszy powstaje pewne poruszenie wewnętrzne, dzięki któremu dusza rozpala się w miłości ku swemu Stwórcy...” (Ćd 316). Pierwsze krytyczne oceny Ćwiczeń chciały zazwyczaj widzieć w nich przerośnięte pojęcie miłości, która pogardza wszystkim, co ziemskie i widzialne. Właśnie dlatego Ignacy przy ostatniej redakcji książeczki Ćwiczeń przywiązywał szczególną uwagę do tego, aby o miłości i o obojętności w stosunku do wszystkich ziemskich rzeczy tak trzeźwo i wyraźnie mówić, jak to tylko możliwe. Można by powiedzieć, że prawie stał na granicy rezygnacji z jakiejkolwiek formy wyrażenia tej miłości, która płonęła w jego sercu, a która została mu udzielona od czasu mistycznego przeżycia w Manresie. 

Należy też wspomnieć o innej sprawie. Nawet gdy pominiemy klimat duchowy początku XVI wieku, trzeba przyznać, że Ignacy nie potrafiłby wyrażać się inaczej. Ignacy nie był człowiekiem słów. Pierwsza zasada jego Kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości to jednocześnie hasło przewodnie jego własnego istnienia: „Miłość winno się zakładać więcej na czynach aniżeli na słowach” (Ćd 230). Mówienie o miłości musi pozostać wstrzemięźliwe i zdyscyplinowane – Ignacy miał instynktowną niechęć do określenia miłości zwykłymi frazesami. „Ani dewocyjne wielosłowie, ani mistyczny liryzm” – tak jeden z współczesnych poetów francuskich trafnie określił istotę ignacjańskiego sposobu mówienia. To, co jeden z niemieckich przekładów książeczki Ćwiczeń mówi o tekstach ignacjańskich, szczególnie ważne jest w stosunku do wszystkich tekstów, które mówią o miłości: „Prawie niezrównana, szlachetna surowość, krótkość i bezosobowość tekstu, którego porywający żar treści z konieczności potrzebuje, aby się w nim zasłonić i wyrazić”. 

To doprowadza nas do ostatniej sprawy: dyscypliny słów, które nieśmiało tylko podsuwają wskazówki dotyczące wyżyn miłości. Ta dyscyplina ma własne, dokładnie przypisane miejsce w całościowej konstrukcji Ćwiczeń. One nie są kompendium całego duchowego życia czy tym bardziej teoretyczną teologią systematyczną. Ćwiczenia mają służyć przygotowaniu osoby na przyjęcie napływu miłości, która w porządku życia polega na wyborze jeszcze lepszego celu, która zawsze chce być pokorna i powtarza ów warunek: „jeżeli tylko najświętszy Majestat zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia” (Ćd 98). 

Stąd, w pełni świadomie, w Ćwiczeniach jest mowa tylko o koniecznych do tego oczyszczeniu i oświeceniu (por. Ćd 10); trzeci element – zjednoczenie – został pominięty. Jest on bowiem zawsze możliwy, jeśli tylko człowiek nauczy się porzucać miłość własną (por. Ćd 189 b). O samej miłości nie należy już nic więcej mówić. Aby ją osiągnąć, nie potrzeba żadnej metody ani drogi. Do Boga Stworzyciela i Pana można się tylko „zbliżyć” i „delikatnie Go dotykać” (Ćd 20). Jedynym zadaniem Kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości staje się zaznaczenie tej prawdy. Nie jakoby człowiek dotąd tej miłości nie „osiągnął” – ona przecież zawsze była w nim – ale by ją tylko w jakiś sposób „wyczuł” (por. Ćd 280), aby tę wieczną ulotność bardziej uchwycił. Właśnie temu służą podane na końcu słowa o miłości, które są nieśmiałe i rzeczowe, jak wszystko, co trudne do wypowiedzenia.

​​​​​​​Ćwiczenia przeniknięte miłością

Mając w pamięci powyższe spostrzeżenia, możemy teraz spróbować uczynić słyszalnymi te cicho wspomniane słowa o miłości. Jest to istotne, ponieważ one przenikają przez Ćwiczenia duchowne od początku do końca jako ich najgłębszy cel oraz siła napędowa. Dzięki temu stanie się jasne, w jaki sposób umieszczona na końcu i jakby poza ramami czterech tygodni Kontemplacja pomocna do uzyskania miłości oferuje wyraźne streszczenie tego, co już było medytowane i zostało wymodlone. Ta kontemplacja chce jeszcze raz z całą jasnością odsłonić formalne prawo, które wzniosło całą budowlę. Można porównać ją z umieszczoną na początku i poza pierwszym tygodniem Zasadą pierwszą i podstawową, czyli Fundamentem Ćwiczeń (por. Ćd 23). Obydwie propozycje modlitwy są na najgłębszym swoim poziomie jednym i tym sam, są – jak każda autentyczna teologia – primum i ultimum tej samej żywej struktury. Z tego powodu obydwa rozważania są w każdym momencie głęboko przeżywanych rekolekcji możliwe do dowolnego użycia. 

Zasada pierwsza i podstawowa Ćwiczeń powtarza się więc dokładnie w medytacji o Wołaniu Króla z tą różnicą, że tutaj jest ona przetłumaczona na konkretną sytuację historiozbawczą naszego życia duchowego. Także Kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości bynajmniej nie należy rozumieć jak koronującej sklepienie budowli kopuły. Może być ona równie dobrze rozważana na początku drugiego tygodnia albo użyta za każdym razem, gdy poznanie Bożej miłości ma zapalić odprawiającego Ćwiczenia, zwłaszcza podczas dokonywania życiowego wyboru. Dawni komentatorzy książeczki Ćwiczeń zwracali uwagę na takie właśnie użycie tej kontemplacji. Używa się jej do modlitwy na końcu Ćwiczeń zazwyczaj dlatego, że rekolektant na końcu dokonywania przekształcającego życie wyboru – w objęciach swojego Pana – staje się bardziej otwarty na Bożą miłość. 

O tej miłości jako ostatecznej chrześcijańskiej sile kształtującej wszelkie życie duchowe jest już od samego początku Ćwiczeń ukryta, ale oczywista mowa. „Wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy” (Ćd 2) jest tak samo miłością jak „wielkodusznie i z hojnością” (Ćd 5), a właśnie od zaproponowania tych dwu uwag wstępnych zwykło się rozpoczynać rekolekcje. To, co później tak rzeczowo rozwija się jako „wybór” i „namyślanie się”, zostało już na samym początku napomknięte przez słowo, które rozbrzmiewa choćby w owym tajemniczym zdaniu: „W tym poszukiwaniu woli Bożej sam Stwórca i Pan udziela się duszy sobie oddanej i ogarnia ją ku swej miłości i chwale” (Ćd 15). Całościowy przebieg ćwiczeń został we wprowadzających wskazówkach opisany jako wynik zmagania toczącego się pomiędzy pocieszeniem i strapieniem w najgłębszych obszarach duszy. Dla zrozumienia tych „spraw subtelnych i zbyt wzniosłych” (Ćd 9) warto przejść na koniec książeczki, aby tam przeczytać genialnie trafny i brzemienny doświadczeniem opis pocieszenia, „poruszenia wewnętrznego, dzięki któremu dusza rozpala się w miłości ku swemu Stwórcy i Panu, […] radości wewnętrznej, która wzywa i pociąga do rzeczy niebieskich, […] dając odpocznienie i uspokojenie w Stwórcy i Panu” (Ćd 316). W tych kilku nieśmiałych słowach można rozpoznać mistyka, który miał wgląd w tajemnicę Trójcy. Do takich wzlotów został przygotowany w czasie pokornej drogi, której owocem są Ćwiczenia. Podobnie kiedyś św. Augustyn w Wyznaniach zaintonował hymn do miłości, miłości, która błyszczy i grzmi, i pachnie: „I oto płonę z tęsknoty za Twoim pokojem”. 

Fundament Ćwiczeń zdaje się przemawiać z odsłaniającą wszystko trzeźwością. Tymczasem właśnie w tym tekście kryje się najskromniejsze i zarazem najbardziej przejmujące słowo miłości. Kończy się on bowiem zdaniem: „Jedynie tego pragnąc i wybierając, co nas więcej prowadzi do celu, do którego zostaliśmy stworzeni” (Ćd 23). W tym podstawowym słowie całej ignacjańskiej pobożności – magis – dopełnia się wszystko to, co nadejdzie. Kto się temu słowu ofiaruje i wyda, ten jest ostatecznie pochwycony, ten w drugim tygodniu, w obliczu wzywającego Króla przyłączy się do tych, którzy „chcieliby więcej Go kochać i odznaczyć się we wszelakiej służbie swego Króla wiecznego” (Ćd 97), aż do „znoszenia zniewag i krzywd, aby Go w nich więcej naśladować” (Ćd 147), aż do trzeciego stopnia pokory, który „chce i wybiera raczej ubóstwo z Chrystusem ubogim niż bogactwo; zniewagi z Chrystusem pełnym zniewag” (Ćd 167). Przez to jednakże jest tylko ukształtowane i uprzedzone to, co w Kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości będzie wymadlane: „Zabierz, Panie, i przyjmij całą wolność moją, […] daj mi jedynie miłość Twą i łaskę, albowiem to mi wystarczy” (Ćd 234). W ten sposób fundament Ćwiczeń wprowadza wszystko, co zostanie rozwinięte w drugim i trzecim tygodniu oraz co formuje kształt całego życia, w którym zawsze trzeba podejmować wybór. Jest to, mówiąc z ewangeliczną prostotą, pragnienie: „aby Go więcej kochać i więcej naśladować” (Ćd 104). W tym świetle przezroczysty staje się cały tekst Ćwiczeń.

Konieczność czynu

Nowego znaczenia nabiera też Kontemplacja pomocna do uzyskania miłości. Obydwie uwagi wprowadzające (Ćd 230 i 231) podkreślają, czym jest miłość: „miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach” oraz „miłość polega na obopólnym udzielaniu sobie”. Miłość zdaje się być związana z dwoma ważnymi słowami: „służyć” i „wydawać się”. To zaś dokonuje się w nieprzerwanej wymianie pomiędzy kochającym i ukochanym. Jednakże w ten sposób został wyrażony całościowy przebieg Ćwiczeń: pokorne służenie Boga w Chrystusie, aż do oddania życia na krzyżu, oraz służenie człowieka, który kocha aż do upodobnienia się do Ukrzyżowanego w owym porządkującym życie „wyrwaniu się ze swej miłości własnej i ze swej woli” (Ćd 189 b). Dlatego rozważana kontemplacja jest po prostu ostatnim echem owej przedziwnej wymiany pomiędzy Bogiem a człowiekiem: jest kontemplacją Bożego dawania, zamieszkiwania, trudzenia się i zstępowania w dziele stworzenia i uświęcania; kontemplacją wstępującego z wnętrza duszy przemienionego człowieka:

„zabierz Panie, i przyjmij, […] daj mi jedynie miłość Twoją, i łaskę, albowiem to mi wystarczy” (Ćd 234).

Ignacy posiadał instynktowny i wyostrzony przez doświadczenie „węch” co do wszystkiego, co nieautentyczne, co się łatwo chce tylko podawać za miłość. Tym wyróżnia się cała nauka św. Ignacego o miłości. Zawsze gdy w Ćwiczeniach poleca on, by się modlić o miłość, dołącza do tej modlitwy jakieś drugie słowo: „kochać i naśladować” (Ćd 104, 130), „kochać i służyć” (Ćd 233). To jest czysta ewangeliczna nauka ucznia, którego umiłował Pan: Miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań (1 J 5, 3) i Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje (J 14, 21). Jeden z Ojców Kościoła z płonącym sercem powiedział, komentując ten fragment z Ewangelii Jana: „Świadectwem miłości jest czyn”. Pierwsi jezuici używali powiedzenia przejętego od św. Grzegorza Wielkiego: „Sprawdzianem miłości jest wykazanie się czynem”. Te słowa są w najgłębszym sensie ignacjańskich Ćwiczeń hojnym upodobnieniem się do wzgardzonego Pana. Tak właśnie zaczyna tryskać źródło miłości, tak zaczyna się także, nieśmiało i skrycie, jak przy każdej czystej miłości, wielkie dzieło przemiany świata, do którego człowiek wewnętrznie przemieniony czuje się powołany. W Ćwiczeniach duchownych Ignacy wkłada w usta Chrystusa Króla zdanie: „Wolą moją jest podbić świat cały i wszystkich nieprzyjaciół” (Ćd 95). Nie należy jednak tych słów odczytywać jako hasła programowego jezuickiego duszpasterstwa, lecz jako jedyny cel Ćwiczeń duchownych – przekształcenie wnętrza człowieka w ukrzyżowanego Chrystusa, ażeby miłość mogła wypływać bez żadnych ograniczeń i aby z wnętrza współukrzyżowanego serca, przez łagodną i nieustępliwą siłę miłości przekształcać świat. Pierwsi towarzysze Ignacego mawiali:

„Kiedy najpierw nasze własne serce jest przemienione przez Bożą moc, skąd zdziwienie, że potem przez nasze zewnętrzne prace dokonuje się przemiana?”

W ten sposób okazuje się, że doktryna o miłości, rozwinięta przez Ignacego w Ćwiczeniach, została rzeczywiście „stworzona z Pisma Świętego i doświadczenia życia duchowego” – jak to ujął papież Paweł III. Miłość to służba. To – jak pisał Ignacy w jednym z listów, pomijając wszystkie uniesienia serca, wszystkie łzy i nawet żar mistycznego życia – „silna i płodna w działanie wola służby Bogu i duszom – na tym polega istota miłości”. 

Kiedy przed ponad czterystu laty papież przekazał do cenzury książeczkę Ćwiczeń duchownych dominikaninowi Aegidiusowi Foscarari, ten, na końcu manuskryptu, po dokładnym i bardzo uprzejmym sprawdzeniu całości, napisał piękne i jeszcze dzisiaj ważne słowa: „Chrześcijańska pobożność na dłuższą metę nie może się ostać bez jakiegoś rodzaju duchowych ćwiczeń i rozważań. Psalmista mówi bowiem: «kiedy rozmyślam, rozpala się moja dusza». Stąd moja ocena brzmi: żadne inne duchowe ćwiczenia nie są bardziej odpowiednie niż te oto tu przedłożone. Zrodzone są one bowiem bez wątpienia ze znajomości Pisma Świętego i z wieloletniego doświadczenia w sprawach duchowych”.

Tłumaczył Jacek Poznański SJ

H. Rahner SJ,  Die Liebe in den Exerzitien, „Orientierung”, 31 VII 1948, s. 129-132. 
Tekst ukazał się w: Co zabrać ze sobą? Po Syntezie Ćwiczeń duchownych, J. Augustyn SJ (red.), Kraków, WAM 2010, ss.27-38.

Hugo Rahner SJ

Niemiecki jezuita, teolog. Urodzony 3.05 1900 w  Pfullendorf (Baden), † 21.12 1968 w Monachium. Dziekan i prezydent Uniwersytetu w Insbruku. Starszy brat Karola Rahnera. Wstąpił do jezuitów w 1919, studiował teologię w Holandii. Specjalizował się w dogmatyce i patrologii.  Jego poszukiwania teologiczne doprowadziły do odnowienia zainteresowania duchowością św. Ignacego Loyoli.