Ustawienia

Ulubione 0
Szkoła modlitwy
Wprowadzenie
0,00 / 0,00
Wprowadzenie
Track #2
Ignacjańska metoda medytacji, cz. 2
Powtórki
Postawa ciała na modlitwie
Czas modlitwy
Miejsce modlitwy
Styl i forma modlitwy
Styl życia a modlitwa
Rozproszenia
Jak przeciwdziałać rozproszeniom
Zycie pojednane, cz. 1
Zycie pojednane, cz. 1: Proces pojednania
Zycie pojednane cz. 3: Zranienie serca
Sakrament pojednania
Praktyka sakramentu pojednania
Przykładowa medytacja: Powołanie pierwszych uczniów

Szkoła modlitwy

Apostołowie prosili Jezusa, żeby nauczył ich się modlić. Modlitwa dla człowieka wierzącego jest ważnym elementem życia wiarą. Ale my też musimy się jej uczyć. Ona musi „rosnąć i dojrzewać” razem z nami. 

MWD ma dla ciebie nową propozycję: „Szkołę modlitwy”. Na początek ignacjańska metoda medytacji. Tutaj znajdziesz omówienia wielu jej elementów. Znajdziesz też jedną przykładową medytację wg tej metody. Skorzystaj z doświadczenia i wiedzy św. Ignacego, aby lepiej się modlić.

W szkole modlitwy metodą św. Ignacego bardzo przyda ci się też „Ignacjańska droga uważności (sezon I, sezon II), którą znajdziesz w MWD oraz „Wakacyjna droga uważności” na deon.pl. Pozwól, by Jezus – za pośrednictwem św. Ignacego – nauczył Cię jak się modlić.

Wprowadzenie
0,00 / 0,00
0,00 / 0,00
Ignacjańska metoda medytacji, cz. 2
0,00 / 0,00
Powtórki
0,00 / 0,00
Postawa ciała na modlitwie
0,00 / 0,00
Czas modlitwy
0,00 / 0,00
Miejsce modlitwy
0,00 / 0,00
Styl i forma modlitwy
0,00 / 0,00
Styl życia a modlitwa
0,00 / 0,00
Rozproszenia
0,00 / 0,00
Jak przeciwdziałać rozproszeniom
0,00 / 0,00
Zycie pojednane, cz. 1
0,00 / 0,00
Zycie pojednane, cz. 1: Proces pojednania
0,00 / 0,00
Zycie pojednane cz. 3: Zranienie serca
0,00 / 0,00
Sakrament pojednania
0,00 / 0,00
Praktyka sakramentu pojednania
0,00 / 0,00
Przykładowa medytacja: Powołanie pierwszych uczniów
0,00 / 0,00

 

1. Wprowadzenie

Człowiek jest istotą z natury religijną. Tym niemniej nie rodzimy się od razu posiadając umiejętność modlenia się. Tę zdolność zdobywamy nieraz z wielkim trudem. Chcemy poświęcić więcej naszego czasu na spotkanie i rozmowę z Bogiem. Dzieje się to na wiele różnych sposobów. Ćwiczenia duchowne, medytacja, modlitwa myślna są okazją do poznawania siebie, do refleksji nad własnym życiem, ale mogą stać się też okazją do refleksji nad moją dotychczasową praktyką modlitewną. Pismo św. wiele razy mówi o modlitwie, przedstawia ludzi rozmodlonych, modlących się. Sam Jezus wielokrotnie jest ukazywany, jako Ten, który umie się modlić i czyni to w najważniejszych momentach swojego życia. 

Podstawą modlitwy św. Ignacego z Loyoli jest Pismo św. Jego nawrócen­ie jest związane częściowo z książką Vita Christi, z której wypisywał sobie słowa Jezusa i słowa Maryi. Przedmiotem kontemplacji są zwykle sceny biblijne albo takie, które mają korzenie w Piśmie św. Dlatego dobrze jest jeszcze przed medytacją sięgnąć do testu Pisma św., przeczytać go kilka razy, spróbować odnaleźć te miejsca, które są kluczowe dla danego fragmentu. Potem mogę zapytać siebie: co mnie uderza w tym tekście, co przyciąga uwagę, co odpycha? Czasami właśnie warto w późniejsz­ej modlitwie zwracać uwagę na te rzeczy, które mnie odpychają, które są dla mnie przykre, ponieważ to one dotykają we mnie tego, co boli, co powinno być uleczone przez Boga.

2. Ignacjańska metoda medytacji

Kiedy zaczynam modlitwę, zanim jeszcze zajmę swoje miejsce, przez kilka chwil Ignacy radzi stanąć w obecności Boga. Mam sobie uświadomić, że On patrzy na mnie i potem «wykonać akt uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem». Jest to o tyle istotne, że od razu na samym początku modlitwy wprowadza nas w zagadnienia naszej postawy ciała na modlitwie, gestów, które jej towarzyszą, czyli szeroko pojętej uczuciowości na modlitwie. 

Po zajęciu miejsca Ignacy poddaje nam modlitwę przygotowawcz­ą, która nam będzie towarzyszyła przez całość Ćwiczeń, nie zmieniając się: «Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały jego Boskiego Majestatu» (CD 46). Nie prosimy o udaną modlitwę, o jakieś nadzwyczajne łaski. Wszystko, co robimy na modlitwie to ukierunkowanie na służbę i chwałę Bogu. Nie wymuszamy na Bogu przeżyć. Pozwalamy Mu tylko w nas swobodnie działać.

Po modlitwie przygotowawczej następują dwa wprowadzenia i punkty, które zmieniają się w zależności od tematu rozmyślania, medytacji czy kontemplacji. Wprowadzenie pierwsze jest ustaleniem miejsca, wyobrażeniem miejsca. U Ignacego bardzo dużą rolę odgrywa wyobraźnia. Jeśli treścią medytacji czy kontemplacji są rzeczy widzialne, wtedy winniśmy sobie wyobrazić te rzeczy. Nie liczy się rzeczywiste wyobrażeni­e, tzn. zgodność naszego wyobrażenia z rzeczywistym wyglądem tych rzeczy. Mam je sobie wyobrazić na moją modłę, nawet gdyby niewiele to miało wspólnego z ich prawdziwym kształtem, wielkością, proporcjami. Ignacy wiedział doskonale, że takie wyobrażenie ma dla nas o wiele większy ładunek emocjonalny niż dokładne informacje. W tym względzie dzisiaj jest nam łatwiej. Przy technice foto i wideo moglibyśmy dokładnie przyglądać się miejscom świętym, tak jak one zachowały się do naszych czasów, czy jak są rekonstruowane przez uczonych. Ale nie to jest ważne. Ważne jest, abym wyobraził sobie to, co jest przedmiotem modlitwy. Pomoże mi to także w chwilach rozproszeń. Gdy myśli uciekają, wtedy będę mógł odwołać się do obrazu, jaki istnieje w mojej wyobraźni. 

Drugie wprowadzenie, obecne w każdej modlitwie, jest dostosowywane do tematu medytacji. Jest to tzw. prośba o owoc, o to czego pragnę i chcę. Tę moją prośbę winienem dostosowywać do treści rozmyślania, np. jeśli rozmyślam o męce Chrystusa, mogę prosić o ból, łzy, od odczuwanie cierpienia razem z Chrystusem. Rozmyślając o grzechu mogę prosić o zawstydzenie przed sobą. Prośba o owoc określa cel rozmyślania. Trzeba powiedzieć, że w tym tkwi moc ignacjańskiej metody medytacji. Wszystko w nich ma swój cel. Trzeba wiedzieć o co mi chodzi na modlitwie. Muszę to sobie uświadamiać, muszę jakoś świadomie kształtować to, o co mi chodzi. Ignacy nie przekreśla spontaniczności, nie ubiera wszystkiego w sztywny gorset schematu. Wie jednak, że jasny cel pomaga nam uporządkować nasze wysiłki na modlitwie i pomaga łatwiej osiągnąć to, co sobie zamierzyliśmy.

3. Ignacjańska metoda medytacji cz. 2

Potem następuje właściwa medytacja. Ignacy dzieli jej treść na kilka punktów, mniej czy bardziej rozbudowanych. Ilość tych punktów zależy od tematu modlitwy. Można jednak ogólnie powiedzieć, że czas właściwej medytacji ignacjańskiej jest podzie­lony na trzy części: słuchanie słowa; osądzanie mojego życia w świetle tego słowa; oraz działanie jako konsekwencja modlitwy. 

Słuchanie słowa odwołuje się do pamięci, do tej władzy mojej duszy, która nadaje ciągłość memu życiu. Chodzi nam tutaj o w miarę obiektywne poznanie tekstu i orędzia Pisma św. Muszę dostrzec, że w tych słowach, w tych wydarzeniach jest przesłanie, jakie Bóg kieruje do mnie samego. Nie tylko odwołuję się do wydarzeń z przeszłości, nie tylko poprzestaję na pamięciowym powracaniu do nich, ale poznanie Pisma św. pozwala mi na aktualizowanie jego orędzia dla mnie dzisiaj.

Taka aktualizacja nie pozostaje bez wpływu na moje życie. Pierwszym owocem jest pytanie: jak zatem wygląda moje życie w świetle tego, co poznałem i zrozumiałem? Jakie są konsekwencje tej prawdy dla mnie? W jaki sposób ta prawda oświetla moje życie przeszłe, pomaga mi je zrozumieć, lepiej ocenić? W jaki też sposób poznana prawda rzuca światło na moje przyszłe życie? W tej części rozważania należy zająć się konkretami. Potrzeba wnikliwości spojrzenia, zdolności do analizy.

Tzecim elementem, najwłaściwszym, zasadniczej części medytacji jest działanie. Nie polega ono tylko na podjęciu czegoś. Zaczyna się o wiele wcześniej. Pod wpływem słuchania słowa i późniejszej oceny mojego życia, w człowieku pojawiają się różnego rodzaju odczucia. Są to uczucia pozytywne lub negatywne. I nie chodzi tu o emocje, o wzruszenia, nawet nie o łzy czy inne przejawy mojego poruszenia wewnętrznego. Uczucia ignacjańskie to świadome działanie mojej wolności, która wszystko odnosi do Boga. Chodzi o zobaczenie, w którym kierunku prowadzą mnie myśli, uczucia. W nich przejawia się działanie na mnie różnych duchów. Przyglądając się im uważnie, mogę lepiej siebie poznać i uporządkować swoje życie. Medytacja św. Ignacego otwiera nas na cały świat przeżyć. Nie wszystkie są dla nas przyjemne. Tym niemniej Ignacy uczy nas spokoju nie tylko w patrzeniu na te sytuacje, ale także w przeżywaniu ich osobiście. Uczucia, jakie się pojawiają, zmieniające się stany przeżyciowe, poruszenia woli wskazują na działanie w nas różnych sił. Nie wszystkie są dobre, ale człowiek nie jest zdany w doświadczaniu tych stanów na pastwę losu. Ignacy uczy nas jak przechodzić przez wiele naszych wewnętrznych burz, uczy nas w nich trwać, przyznawać się do nich, nie uciekać przed nimi i wyciągać z nich to, co najlepsze. 

Na sam koniec naszej modlitwy winniśmy zanieść przed Boga to, czym żyliśmy w czasie medytacji. Rozmowa końcowa dla Ignacego jest rozmową jakby przyjaciela z przyjacielem. Może to być prośba o jakąś konkretną łaskę, o przebaczenie, może to być zwierzenie się. Szczególną formą takiej rozmowy końcowej jest prośba do Maryi, a za jej pośrednictwem do Jezusa i przez Niego do Boga Ojca. Taka potrójna modlitwa wyraża prośbę o coś naprawdę ważnego.

Po zakończeniu medytacji Ignacy zaleca robić refleksję. Należy ona ściśle do metody. Jeśli bowiem jest jakaś procedura, naturalnym jest, że poddajemy ją jakiejś weryfikacji. Refleksja jest dla nas przyjrzeniem się w jaki sposób przebiegała nasza modlitwa. Czy osiągnąłem zamierzony cel? W refleksji muszę wziąć pod uwagę wszystko: przygotowanie do modlitwy, sam jej przebieg, postawę mojego ciała na modlitwie, uczucia jakie we mnie dominowały w jej czasie. Jeśli wszystko było na swoim miejscu Ignacy nie zaleca robić żadnych zmian. Radzi trzymać się tego sposobu, który okazał się dla nas skuteczny. Jeśli nie, wtedy trzeba myśleć o zmianach.

4. Ignacjańska metoda medytacji - powtórki

Jednym z ważnych elementów medytacji ignacjańskiej są powtórki. Ignacy nie jest zwolennikiem zarzucania człowieka wielością wiedzy czy treści. Napisał bowiem, że «nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadawala i nasyca duszę». Temu właśnie mają służyć powtórki. Nie są one szukaniem jakichś nowych treści, ale raczej smakowaniem i pogłębianiem tych przeżyć, które były naszym udziałem w czasie poprzedniej modlitwy. Ignacy bowiem zaleca wracać do tych punktów i tych fragmentów rozwa¬żań, w których odczułem większe pocieszenie lub strapienie, albo miałem jakieś większe poruszenie duchowe. Rozum nie powinien szukać czegoś nowego. Winniśmy tylko przechodzić w pamięci to, co już było kontemplowane, pogłębiając to doświadczenie. 

Ignacy nie jest przywiązany do schematu, nawet do schematu swojej medytacji. Wie, że jest on narzędziem. Dlatego domaga się, żeby z jednej strony zaangażował się z hojnością i wielkodusznością w odprawianie medytacji, ale z drugiej zachęca go do wolności i szukania tego, co nasyca jego duszę. Gdy znajdę w modlitwie to, czego szukam, powinienem się tam zatrzymać, bez przymusu wykonania planu, medytowa¬nia nad wszystkimi punktami, rozważaniem wszystkiego, co jest nam proponowane. Dotyczy to zarówno treści, jak i postaw na modlitwie.

5. Postawa ciała

Zwróćmy naszą uwagę na postawę ciała na modlitwie. Ignacy był świadomy tego, jak ważna jest postawa ciała podczas medytacji i chciał także, aby nasze ciało uczestniczyło w przeżywaniu treści medytowanych. Dla nas nie jest to proste. Nasza modlitwa jakby niepostrzeżenie odizolowała się od ciała. Trzeba nam przyznać, że niejednokrotnie odczuwamy pewne skrępowanie ciałem na modlitwie. Ono jakby nam przeszkadza. A tymczasem jesteśmy istotami duchowo-cielesnymi. Potrzebujemy myśli, potrzebujemy słów, odpowiedniego czasu i miejsca na modlitwę, ale też potrzebujemy posługiwać się naszym ciałem, modlić się nim. Zauważmy jak bardzo skąpy jest nasz religijny język gestów.

Postawa ciała ma drugorzędne znaczenie na modlitwie, ale musi spełniać pewne warunki. Przede wszystkim powinna nas prowadzić do Boga, pomagać nam w osiąganiu celu naszej modlitwy a po drugie winna być odpowiednia do miejsca. Inaczej się bowiem modlimy będąc sami w pokoju, a inaczej w kaplicy wśród ludzi. Trzeba przyznać jednak, że często nie wykorzystujemy tych wszystkich sposobów modlitwy, jakie są nawet odpowiednie do miejsca, ponieważ nikt nas tego nie nauczył. Nauczono nas raczej myśleć na modlitwie, rzadko modlimy się ciałem, ruchem, gestem. Nie jest to oczywiście zachę¬ta tylko do takiej modlitwy, ale trzeba w tym pewnej równowagi.

Metoda medytacji ignacjańskiej pozwala na zrównoważenie wiele elementów. Są one z jednej strony szansą dla modlitwy, ale z drugiej także jej zagrożeniem. Dlatego tak ważne jest, aby celem naszej modlitwy był rzeczywiście Bóg, a nie coś innego: przeżycie, uczucia, emocje, czy nawet poprawność metodyczna itp.

Chciałbym dodać jeszcze tylko jedno małe stwierdzenie. Niezależnie od tego, co mówilibyśmy o modlitwie, o warunkach, jakie winna ona spełniać czy o trudnościach jakim winna stawić czoło, dobra modlitwa jest łaską Boga. I dlatego On sam może nam udzielić tej łaski i udziela jej tym, którzy o nią proszą. Prośmy zatem o łaskę dobrej modlitwy.

6. Czas 

Modlitwa zawiera w sobie szereg elementów, które sprawiają, że może być dopasowana bardziej do osoby, jej charakteru, potrzeb i predyspozycji, ale jest też wiele innych czynników, które pomagają nam lepiej się modlić i osiągać więcej duchowego owocu. Dzisiaj chciałbym się skoncentrować na tym, co dotyczy czasu modlitwy. Czas ma wielkie znaczenie dla naszego modlenia się. Trzeba o nim mówić przynajmniej w kilku płaszczyznach. Spróbujmy się niektórym przyjrzeć.

  • Pierwszym aspektem jest czas w ciągu dnia, pora dnia. Ważne jest, kiedy się modlę. Inna jest bowiem modlitwa o wschodzie słońca, nad ranem, inna w ciągu dnia, kiedy jestem pomiędzy różnego rodzaju zajęciami, n.p. wchodząc na krótką chwilę modlitwy do kościoła czy kaplicy. Inna jest wreszcie modlitwa, kiedy wygospodarowuję na nią czas wieczorem. Różne też są typy osobowości. Muszę dopasować porę mojej modlitwy do moich możliwości i potrzeb. 
     
  • Kolejną sprawą jest ilość czasu, jaki poświęcam na modlitwę. Jeśli chcę, by modlitwa miała jakiś wpływ na moje życie, by jakoś się odznaczała, muszę znaleźć odpowiednio dużą ilość czasu. Wiemy, że to, co pomijamy, na czym się nie koncentrujemy, nie pozostawia w nas żadnych śladów. Oczywiście nie znaczy to, iż musimy spędzać nie wiadomo, jak wiele godzin na modlitwie. Ilość czasu musi też być dostosowana do moich możliwości życiowych.
     
  • Z ilością czasu, jaki poświęcam na modlitwę bardzo ściśle wiąże się jego jakość. W pewnym sensie są to współzależne sprawy. Czasami niedobór ilości musi być wyrównany niejako większą jakością, tzn. uwagą, zaangażowaniem, koncentracją na modlitwie. Jakość naszego czasu modlitwy jest czymś bardzo ważnym. Muszę być świadomy, że wszystko wpływa na moją modlitwę, ma jakieś odbicie w niej. Dlatego też potrzebuję czasu, który byłby spokojny, wolny od absorbujących mój umysł zajęć czy trosk. Czas na modlitwę nie może być «upchany» pomiędzy zajęciami, gdzie chcę się modlić niejako w biegu. Taki czas z pewnością nie będzie sprzyjał modlitwie myślnej, medytacyjnej. Dlatego musimy dbać o to, by dobierać odpowiedni czas do formy modlitwy, jaką chcę wykorzystać.
     
  • Z czasem modlitwy wiąże się też jego pojęcie w szerszej nieco perspektywie. Muszę uwzględniać to, że są różne okresy mojego życia. Podlegam zmianom, doświadczenia zostawiają na mnie swoje ślady. Muszę zatem dopasowywać moją modlitwę dzisiaj do mojej obecnej sytuacji. Modlitwa niejako musi rosnąć razem ze mną. 


Czas modlitwy jest bardzo ważnym czynnikiem, który może sprawiać, że ta praktyka duchowa przyniesie pożądane owoce i skutki. Warto się nad tym zatrzymać.

7. Miejsce modlitwy

Modlitwa jest czynnością bardzo osobistą, choć jest też bardzo ważny wymiar wspólnotowy naszego modlenia się. Zasadniczo nie ma miejsca, które nie mogło by być wykorzystane do modlitwy. Możemy się modlić niemal wszędzie. Nie każde miejsce nadaje się jednak w jednakowy sposób do modlitwy, nie każde miejsce sprzyja modlitwie. I dlatego ważne jest, by zdawać sobie sprawę z tego, że miejsce, w którym się modlę wspomaga moją modlitwę, lub jej przeszkadza, albo przynajmniej ukierunkowuje na pewne specyficzne myśli.

  • Jeżeli mówimy o modlitwie myślnej i to przedłużonej, to najlepiej do niej nadaje się miejsce spokojne, gdzie mogę czuć się odprężony, gdzie nic nie będzie mi przeszkadzało. Mogę znaleźć takie miejsce w domu, w jakimś pokoju, albo też w pobliskim kościele, kaplicy. Oczywiście, muszę brać pod uwagę moje możliwości czasowe i lokalowe, ale tam, gdzie mam do wyboru różnego rodzaju miejsca, mogę zastanowić się, które jest dla mojej modlitwy w tym momencie najbardziej odpowiednie. 
     
  • Bardzo ważna jest estetyka wnętrza, w którym się modlę. Co prawda mogę mieć zamknięte oczy, ale estetyczne, zharmonizowane otoczenie na pewno będzie mnie uspokajało, pomagało wyciszyć wnętrze, sprzyjało mojej modlitwie.
     
  • Miejsce modlitwy powinno być na tyle, na ile jest to możliwe, zharmonizowane z tematem modlitwy. Nie jest to oczywiście konieczność, ale wypływa raczej ze świadomości, że modlitwa podlega wpływom. Modląc się w zamkniętym pomieszczeniu, bez większego dostępu światła, łatwiej mi o koncentrację, ale też pewne tematy modlitwy są bardziej «naturalne». W takich okolicznościach łatwiej mi myśleć o czymś, co powoduje smutek, jak żal, poczucie winy, grzech, postanowienie poprawy, itd... Pomieszczenie jasne, z dużą ilością światła czy modlenie się gdzieś na zewnątrz, na łonie natury w słoneczny dzień, bardziej sprzyja myśleniu o tym, co radosne, chwalebne, pobudzające do euforii. Nie znaczy to, że miejsce ogranicza temat modlitwy, ale jakby bardziej naturalnie do niego prowadzi. Jeśli tylko pozwolimy, aby klimat miejsca nas poruszył, nasze myśli samoczynnie będą biegły w tym właśnie kierunku.
     
  • Miejsce powinno sprzyjać modlitwie, a zatem im mniej rozproszeń, tym lepiej. Nie jest potrzebna absolutna cisza, tym niemniej hałas, denerwujące dźwięki, odgłosy, rozmowy na pewno nie będą sprzyjały pogłębionej modlitwie.
     
  • Szczególne miejsca modlitwy. Modlić się mogę wszędzie, ale są szczególne, niejako uprzywilejowane miejsca mojej modlitwy. Na pewno takim miejscem jest kaplica, kościół, szczególnie w momencie wystawienia Najświętszego Sakramentu. Obecność Jezusa Eucharystycznego, przyjmowana z wiarą, jest fundamentem głębokiej i intymnej więzi z Bogiem, a to jest celem modlitwy. Ile zatem razy mamy okazję, aby pomodlić się wobec Najświętszego Sakramentu, tyle razy wspomagamy naszą modlitwę wielkimi duchowymi mocami. Na pewno szczególnym miejscem modlitwy są różnego rodzaju «miejsca święte», miejsca pielgrzymkowe, gdzie wielu ludzi doświadczyło działania łaski Bożej. Ponadto każdy z nas ma takie swoje «miejsca działania łaski», gdzie doświadczamy obecności Boga. Te miejsca dla nas osobiście stają się święte i są miejscem szczególnego kontaktu z Bogiem. 
     

Miejsce mojej modlitwy nie powinno być przypadkowe. Mogę je wybierać i mogę dostosowywać je do moich aktualnych potrzeb i możliwości.

8. Style modlitwy

Modlitwa jest czynnością bardzo indywidualną. Dotyczy bowiem konkretnego człowieka w jego określonej sytuacji życiowej, historycznej, psychiczno-duchowej. I choć wymiar wspólnotowy modlitwy jest bardzo ważny, wystarczy tu wspomnieć o modlitwie liturgicznej, o sprawowaniu sakramentów, tym niemniej jej wymiar indywidualny wyraża niejako to bezpośrednie odniesienie do Boga, jakie każdego z wierzących winno cechować. 

Na przestrzeni wieków różne były szkoły modlitwy, różne style, różne było zapotrzebowanie na formy modlitwy. Każdy musi dopasować styl swojej modlitwy i jej formę do własnych potrzeb i możliwości. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka aspektów, które winny cechować naszą modlitwę. Powinna być ona modlitwą przeproszenia, prośby, dziękczynienia i uwielbienia, przy czym kolejność jest tutaj sprawą drugorzędną. Wielu świętych i kierowników duchowych powiedziało by nawet, iż winniśmy zaczynać od modlitwy dziękczynienia, ponieważ ona wyraża naszą wdzięczność Bogu za Jego dzieła. Człowiek ma świadomość, iż wszystko, co ma otrzymał, zawdzięcza to łasce Boga, dlatego dziękczynienie jest postawą najbardziej chrześcijańską. Wyraża wiarę w Boga, który jest dawcą wszystkiego. 

Dziękczynienie sprawia, że dostrzegamy swoją sytuację w perspektywie daru Boga. Widząc Jego działanie, mogę zobaczyć także moją odpowiedź. I tylko w tej perspektywie mogę przepraszać. Uznaję moją niegodność i nieumiejętność odpowiadania Bogu na Jego działanie, na Jego powołanie. Modlitwa przeproszenia jest powierzeniem się Bogu, który jest mocniejszy od naszych słabości, jest uznaniem prawdy o sobie i oddaniem się Bogu, który zna nas lepiej niż my samych siebie. 

Kiedy nasze serce z wdzięcznością dostrzega działanie Boga, umie uznać swoją słabość i powierzyć się Bogu, naturalnie rodzi się pragnienie bycia narzędziem w Jego ręku. Dlatego modlitwa prośby jest wzywaniem łaski Boga tam, gdzie widzę, że mi jej najbardziej potrzeba. Modlitwa prośby jest znakiem współdziałania z Bogiem, moim włączaniem się w Jego zbawczą działalność w świecie. 

Kolejnym rysem modlitwy jest uwielbienie. Ono wyraża nasze najgłębsze odniesienie do Boga w tym, kim On jest. Oddzieleni od tego, co mogło by być poczytane jako «interes» na modlitwie, stajemy przed Bogiem, ponieważ «On jest tym, który jest». Człowiek został stworzony po to, aby Boga chwalił. Uwielbienie jest doskonałą modlitwą.

9. Styl życia, zagonienie

Styl życia i wpływ ogólnej atmosfery społecznej na nasze osobiste życie modlitwy. Mówiąc o stylu życia, mam na myśli naszą umiejętność dysponowania czasem, wykorzystywania go w najlepszy sposób i traktowanie go, jako czegoś, co należy tylko do mnie. Paradoks naszych czasów polega na tym, iż robiąc wszystko coraz szybciej, mając szereg ułatwień, coraz bardziej cierpimy na brak czasu, spieszymy się, czujemy, iż jesteśmy zagonieni. Co się dzieje z naszym dysponowaniem czasem? Mamy coraz szybsze samochody, coraz więcej robotów ułatwiających życie, wiadomości docierają do nas niemal natychmiast, a jednak żyjemy w poczuciu zagonienia. Nie umiemy czasami złapać oddechu, brakuje nam dystansu, przeżywamy rzeczy powierzchownie, po łebkach, bez wnikania w to, co jest głębią. Słuchamy wiadomości, ale ich nie zapamiętujemy, czytamy, ale po chwili inne sprawy zaprzątają nasz umysł i zapominamy o tym, co było wcześniej, zapominamy o najbardziej podstawowych świętach rodzinnych, jak urodziny, imieniny, rocznice. Jest to opis stylu życia, jaki wielu z nas trapi. Nie potrafimy się mu jakoś przeciwstawić.

Tęsknimy za chwilą wolnego, oddechu, a kiedy ona nadejdzie, nie potrafimy z niej korzystać. Nie umiemy się zatrzymać, a kiedy się zatrzymamy, nie wiemy co zrobić z czasem, z ciszą, jaka się wtedy wytwarza, z poczuciem pustki. Nie wiemy o czym rozmawiać, kiedy nie gra radio czy telewizor, a kiedy rozmawiamy z innymi, to często jesteśmy rozrywani pomiędzy oczyma rozmówcy, a tym, co się dzieje obok, za oknem, czy w telewizji. 

Styl życia człowieka współczesnego jest bardzo niezdrowy psychicznie. Brakuje nam równowagi pomiędzy pracą, odpoczynkiem, życiem duchowym, brakuje zdolności do odpowiedniego gospodarowania tymi zasobami czasu, jaki mamy do dyspozycji. Wielu z nas cierpi na tę «chorobę». Ma to potem oczywiście bardzo znaczący wpływ na naszą modlitwę, ponieważ jest nam bardzo trudno się zatrzymać, a kiedy staniemy, utrzymać naszą uwagę na tym, co chcemy robić, nie wybiegać myślami wstecz czy w przód.

Styl życia jest w części zależny od czynników zewnętrznych, jak struktura dnia wymuszona przez godziny pracy, otwarcia urzędów, miejsc użyteczności publicznej, przychodni lekarskich, małych dzieci, itp., ale z drugiej strony jest też zależny od naszych decyzji i preferencji. To my ostatecznie układamy nasz dzień. Można powiedzieć, że mamy czas na to, na co chcemy go mieć. Dlatego na sam początek warto zobaczyć na co mam czas. Na co «wydatkuję» najwięcej czasu z mojego dnia, tygodnia, miesiąca? Zrozumienie pomoże mi w lepszym gospodarowaniu czasem. Nie chodzi o to, bym się złościł na siebie. Rozumiejąc siebie, odpowiadając sobie na pytanie o to, dlaczego tyle czasu poświęcam na jakąś rzecz w moim życiu albo dlaczego unikam innych, mogę dopiero dojść do lepszego dysponowania czasem. 

Niemały wpływ na moją postawę osobistą ma ogólna atmosfera, w jaki przyszło mi żyć. Dzisiejsze czasy z pewnością nie sprzyjają refleksji. Cechy, które się ceni to szybkość, sprawność, konkurencyjność. Dąży się bardzo do ułatwiania sobie życia. «Odpoczynkiem» jest raczej jakaś forma dostarczenia sobie nowego zestawu bodźców i wrażeń, niż poszukiwanie ciszy i refleksji. Dlatego też tak trudno jest nam dzisiaj «zabrać się» do modlitwy i tak niezrozumiałe się wydaje życie kontemplacyjne. Człowiek działania, akcji, przestaje jakby rozumieć sens ciszy, spokoju, dystansu do wydarzeń, bo on właśnie chce być w środku wszystkiego, w wirze.

Chcąc nie chcąc żyjemy w takiej atmosferze i nią «oddychamy». Wpływa ona na nasze trudności w modlitwie, odbiera nam motywację do modlenia się, osłabia nasze zdolności i talenty w tym kierunku. Warto to sobie uświadamiać, aby nie próbować zmieniać tego, co jest objawem, lecz próbować zrozumieć, co jest u korzenia takich naszych postaw, by wyrywając korzenie, można było uleczyć chorobę, a nie tylko uśmierzyć ból.

10. Rozproszenia

Nie ma potrzeby udowadniać, iż rozproszenia istnieją i często przeszkadzają nam w modlitwie - w dobrym jej przeżywaniu, osiągnięciu spodziewanych owoców - a czasami wprost niweczą nasze wysiłki. 

Jak tylko człowiek pragnie uspokoić swoje ciało, swoje myśli, natychmiast pojawiają się w naszej wyobraźni wspomnienia, obrazy, rzeczy najprzeróżniejsze i nieoczekiwane, które wydawało się, że dawno odeszły w niepamięć. Cały czas dokonuje się w nas proces myślowy, nasza wyobraźnia pracuje bez ustanku, zupełnie niezależnie od naszej woli.
Co jest najczęściej przyczyną naszych rozproszeń na modlitwie? 

Po pierwsze zmęczenie. Znużeni fizycznie, potrzebujemy wypoczynku, nasz umysł i ciało samoczynnie domagają się wytchnienia. Wtedy bardzo trudno jest nam skoncentrować myśli na modlitwie, bardzo trudno jest w ogóle modlić się. Nie możemy lekceważyć naszego ciała. Być może też miejsce naszej modlitwy nie jest najbardziej odpowiednie. Czasami niewygoda, hałas, zimne pomieszczenie albo zbyt ciepłe przeszkadza nam w skoncentrowaniu się na modlitwie. 

Po drugie, przyczyną rozproszeń jest stres, konflikt, jakieś mocne przeżycie emocjonalne. Często takie właśnie sytuacje bardzo absorbują nasze myśli. I jakby samoczynnie, w chwili wyciszenia, kiedy próbujemy zagłębić się w modlitwę, na powierzchni naszej świadomości pojawiają się te bodźce, które są w danym momencie najmocniejsze. Czymkolwiek by nie była wywołana sytuacja stresu, konfliktu, w chwili modlitwy będzie często zbyt ostra, aby nasze myśli mogły ją zintegrować.

Kolejną przyczyną rozproszeń na modlitwie może być pustka, gdyż nie wiemy, co tak naprawdę chcemy robić, jaki jest cel naszej modlitwy. Jesteśmy do modlitwy nieprzygotowani. Właśnie w taką pustkę, w taką chwilę naszej bezczynności na modlitwie wkrada się rozproszenie. 

Nierzadko też przyczyną rozproszeń na modlitwie jest ciągłe bombardowanie naszych zmysłów różnymi bodźcami. Nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę, że wszystko, co robimy, czym się interesujemy, do czego przykładamy jakąkolwiek wagę, pozostaje w naszej świadomości czy podświadomości. Nie umiemy często dbać o naszą higienę psychiczną, a w dzisiejszych czasach jest to wręcz konieczne. Jesteśmy zalewani różnego rodzaju sprawami, troskami, obowiązkami, problemami czy też wielkimi planami na przyszłość a brakuje nam chwil spokoju, wytchnienia, relaksu. Nawet nasz wypoczynek często jest tylko «faszerowaniem się» innego rodzaju bodźcami, jakby na zasadzie, że «klin wybija klina». W ten sposób ciągle jesteśmy pod napięciem i to napięcie w najbardziej nieraz nieodpowiednim momencie uzewnętrznia się, a na pewno dzieje się to w chwili wyciszenia, na modlitwie. 

Rozproszenie może być także wynikiem naszej ucieczki od modlitwy. Kiedy rozważamy niewygodne dla nas tematy, odkrywamy swoją słabość, dotykamy jakichś naszych bolesnych ran, musimy uznać nasz grzech, wtedy łatwiej ulegamy rozproszeniom i stają się one jakby mechanizmem obronnym. 

Nie chodzi nam tutaj o to, aby wymieniać wszystkie przyczyny naszych rozproszeń. Każdy z nas powinien znaleźć to, co dla niego jest najpoważniejszą trudnością na modlitwie.
Zastanawiamy się jednak nad tym, co zrobić z rozproszeniem? 

Bardzo ważne jest, abyśmy starali się o jak największą higienę psychiczną. Ważne bym wiedział czego chcę, co czytam, na co patrzę, czym karmię swoje wnętrze. Obraz, dźwięk, mają to do siebie, że zostają w naszej pamięci bez decyzji woli, czasami nawet wbrew naszej woli. Człowiek nie może «bezkarnie» przestać troszczyć się o swoje wnętrze. Nie może pozwolić, aby warstwę nieświadomą naszego życia pozostawić zupełnie samopas.

11. Jak przeciwdziałać rozproszeniom?

Pytanie, jakie się nasuwa, to jak przeciwdziałać rozproszeniom na modlitwie. Czy ma to jakikolwiek sens i szanse powodzenia? Pierwszą rzeczą jaką należy uczynić to stwierdzić, że rozproszenia nie są jakimś dziwnym stanem, ale są normalnym elementem naszego życia, szczególnie życia duchowego. Już sam ten fakt powinien wpływać na uspokojenie naszego «ducha walki» z nimi. Nie oznacza to, że należy się biernie pogodzić ze wszystkim, co nam się na modlitwie przydarza, ale też modlitwa w pierwszym rzędzie nie jest walką z rozproszeniami. Skoro modlitwa ma być stawaniem przed Bogiem, rozmową z Nim, to stajemy w całej prawdzie o nas samych, w prawdzie o rozdarciu naszego wnętrza, którego jakby objawem są właśnie rozproszenia.

Co możemy zrobić? Przede wszystkim spróbować wyeliminować wszystkie te przyczyny, które są od nas zależne, a nieraz niewiele kosztują. Chodzi o zmęczenie fizyczne, o dobór odpowiedniego miejsca i czasu modlitwy. Tu nie ma wyjść odpowiadających wszystkim. Każdy musi znaleźć warunki, które jemu najbardziej odpowiadają. Nie mniej ważna jest troska o nasz spokój wewnętrzny. Jeśli przeżywamy okres wielkich napięć emocjonalnych, stresów, prawdopodobnie lepiej od przedłużonej modlitwy myślnej, posłuży nam odpoczynek, spacer, czy inny wysiłek fizyczny. Trzeba tu mieć jasny wgląd w siebie i nie bać się podejmowania odpowiednich decyzji. 

Co robić, kiedy uświadamiamy sobie jednak, że ulegliśmy rozproszeniu. Trzeba wrócić po prostu do momentu, kiedy «odfrunęliśmy» myślami i podjąć raz jeszcze temat modlitwy.

12. Życie pojednane, cz. I

Jednym z ważnych tematów życia duchowego jest problematyka pojednania człowieka, szczególnie w kontekście sakramentu pojednania, a jeszcze dokładniej, w kontekście trudności z odpowiednim przeżywaniem tego sakramentu. 

Na początek trzeba zaznaczyć, że doświadczamy w naszym życiu religijnym pragnienia, aby wszystko, co robimy miało jakiś sens, aby było odpowiednio przeżywane.

Jako ludzie religijni nie kwestionujemy samej istoty sakramentu, ale chcemy, żeby on stał się dla nas wydarzeniem o charakterze religijnym. I kiedy przeżywamy trudności jest to zwykle pytanie o to dlaczego takie spotkanie z Bogiem przebaczającym nie jest dla mnie wydarzeniem, takie spotkanie z łaską sakramentalną nie jest dla mnie doświadczeniem pojednania.

Prawda o pojednaniu dotyka całego życia człowieka i jest znacznie szersza niż tylko spowiedź. Można powiedzieć, że całe życie człowieka jest poszukiwaniem pojednania, próbą odnalezienia takiego uporządkowanego, pojednanego z sobą i  światem sposobu istnienia. Pojednanie łączy się bardzo mocno z odnalezieniem swojego miejsca w życiu, odnalezieniem swojej drogi, z właściwym odczytaniem swoich predyspozycji i talentów, z urzeczywistnieniem pragnień, z poczuciem realizowania tego, co uważam za najważniejsze dla siebie samego. Człowiek pojednany ze sobą to człowiek spokojny, czujący się na swoim miejscu. Jak w psalmie:

«Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem  ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza» (Ps 131,1-2). 

Pragnienie, aby być uspokojonym towarzyszy człowiekowi w każdej chwili życia, od jego zarania, aż po jego kres. Mieć jasne spojrzenie na swoje życie, «wprowadzać ład» - tzn. być pojednanym z sobą jest pragnieniem człowieka. Bez takiego pojednania człowiek zaczyna gubić się w niepokoju, podlega lękowi, który przejawia się w różnych formach. Nie mogąc wypowiedzieć spokojnie słów starca Symeona: «teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie», człowiek przeżywa dręczący go niepokój, brak zgody na siebie i swoje życie. Ta niezgoda na siebie, niepojednanie się ze sobą owocuje niezadowoleniem, smutkiem, poczuciem niespełnienia, czasami zagrożenia.

13. Życie pojednane, cz. II

Pojednanie, odnalezienie samego siebie, odnalezienie dobrych relacji z innymi, ze światem natury, z Bogiem, w życiu człowieka stanowi bardzo ważny proces. Historia świata i historia człowieka jest takim symbolicznym procesem odnajdywania pierwotnej harmonii na wszystkich płaszczyznach. Od pierwszych kart Biblii widzimy to zmaganie się człowieka z rozbiciem i pragnieniem pojednania. W człowieku jakby ciągle działają dwie przeciwstawne siły, jedna rozbijająca, odśrodkowa i druga scalająca. Człowiek poszukuje stanu równowagi między nimi, bo w tym stanie równowagi, z jednej strony pojednania z sobą, zaspokojenia własnych potrzeb i pragnień, z drugiej odpowiednich relacji z innymi może najlepiej funkcjonować. Wszelkie zbytnie skoncentrowanie na sobie, albo uzależnienie od innych prowadzi do życia niepojednanego, a w konsekwencji rozbitego. 

Proces pojednania, którego jednym z elementów jest sakrament pojednania jest w istocie czymś o wiele szerszym, obejmującym całe nasze życie.

14. Życie pojednane, cz. III

Co powoduje, że człowiek jest niepojednany z sobą? Najogólniej można powiedzieć, że jest to zranienie serca, którego doświadczamy na różne sposoby od najwcześniejszych chwil. Człowiek o zranionym sercu przeżywa wiele trudności. Brak mu energii do życia, przeżywa lęk, brak mu zaufania do samego siebie, może być przygnębiony, albo zachowywać się gałtownie. Często też próbuje uciekać od przykrej rzeczywistości w marzenia, uciekając nierzadko od krzywego obrazu samego siebie, który nosi. 

Zranienie serca nie jest rzeczywistością chcianą. Często zdarza się, przychodzi jako coś nieoczekiwanego i niechcianego. Z czego się najczęściej bierze? 

Niepokój ten wypływa z braku uczucia, braku poczucia bezpieczeństwa, ale też może wypływać ze złego kochania, z miłości zaborczej, uzależniającej. Stan niepokoju nie jest do wytrzymania przez człowieka przez dłuższy czas. Dlatego bronimy się przed nim. Budujemy bariery, by ustrzec się przez nieznośnym cierpieniem. Odcinamy się od naszych uczuć, od serca. Uciekamy w marzenia, zamykamy się. W późniejszych latach może się to przerodzić w aktywizm, tzw. pracoholizm, gonienie za sukcesem, chęć podporządkowania sobie innych. Czasami próbujemy gubić to uczucie w alkoholu, w narkotykach. Przyjemność, szukanie jej gorączkowe może być oznaką tego bycia zranionym w swoim sercu.

Pierwszą potrzebą człowieka jest miłość, poczucie bycia kochanym. Nie chodzi o słowa, ale chodzi o postawę. Te rany, których doświadczamy w ciągu naszego życia utrudniają wyjście do innych, zaufanie im, powierzenie się im oraz utrudniają rozumienie samego siebie i procesów w nas zachodzących. 

Nie można jednak wszystkich ran, jakie nosimy w swoich sercach odnosić do innych, do naszych rodziców czy ludzi, których spotkaliśmy na drodze naszego życia. Jakkolwiek oni wszyscy nie starali by się i nie odpowiadali na potrzeby, nie mogą jednak uczynić tego, by jego serce kochało. Niezależnie od starań naszych bliskich, jest w człowieku wiele lęków, egoizmu i słabości. Jest jakaś pustka, która nie może być zapełniona tylko przez miłość ludzką. Jest to otwarcie i oczekiwanie na wypełnienie nas miłością samego Boga. Pustka, której człowiek doświadcza w sobie domaga się wypełnienia, ale jeśli mamy choćby trochę poczucia bezpieczeństwa, spokoju możemy rozpocząć i uskutecznić prawdziwe poszukiwanie. 

Doświadczamy w ciągu życia wielu zranień, zamykamy się. Do wyjścia z kręgu tych cierpień potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa, przynajmniej chwilowego, od którego możemy zacząć. Potrzeba punktu oparcia. Niezależnie od naszych najlepszych doświadczeń, w sercu zranionym odnajdujemy strach, słabość, mechanizmy obronne. Potrzeba pomocnej, przyjaznej więzi, aby odnaleźć nadzieję i nie ustawać w poszukiwaniach.

Pojednanie z sobą jest procesem obejmującym całe nasze życie. Jest swego rodzaju zadaniem, jakie jest nam dane. W ten proces pojednania wpisuje się doświadczenie religijne i praktyka sakramentu spowiedzi.

15. Kryzys sakramentu pojednania

W dzisiejszych czasach wiele mówi się o swego rodzaju kryzysie sakramentu pojednania. Przyczyn tego kryzysu upatruje się w kilku tendencjach dających się zauważyć w dzisiejszym świecie. 

  • Po pierwsze możemy mówić o sekularyzacji – jest to styl życia, który abstrahuje od Boga, akcentuje działanie, przyjemność a kończy się zwykle w poczuciu frustracji, apatii, szukaniu coraz to nowych bodźców. 
    Zapewne jedną z przyczyn tego kryzysu będzie wpływ nauk o człowieku - pewne teorie psychologiczne, socjologiczne, które odbierają człowiekowi poczucie odpowiedzialności za swoje decyzje. Kiedy odpowiedzialność jest złożona na barki społeczeństwa, struktur, wtedy jednostka jest jakby od nich wolna.
  • Wiele mówi się dziś o relatywizmie – o próbie podważania norm etycznych, ich wartości i znaczenia.
    Prowadzi to bardzo często do fałszywego poczucia winy – a poczucie grzechu nie jest jednoznaczne z psychologicznym poczuciem winy, nie jest zwykłym przekroczeniem norm czy prawnych nakazów. 
  • Jedną z przyczyn kryzysu sakramentu pojednania w dzisiejszym świecie jest odrzucenie odniesienia do norm transcendentnych – czyni sie to często w imię autonomii człowieka.
  • Można też mówić o skrajnościach - odrzuceniu dawnych, ale popadaniu w nowe skrajności, gdzie nie ma miejsca na grzech, wszystko da się wytłumaczyć, taka postawa, kiedy z szacunku dla czyjegoś sumienia i jego jednostkowej odpowiedzialności, po prostu nie mamy odwagi powiedzieć prawdy. 
    ​​​​​​​

Są to tendencje dzisiejszego świata, które przeszkadzają człowiekowi w dostrzeganiu prawdziwej roli grzechu, pozbawiają go wyczucia grzechu a w konsekwencji przeszkadzają także w prawdziwym praktykowaniu sakramentu pojednania.

16. Praktyka sakramentu pojednania

Wsłuchując sie we fragmenty Kazania na Górze z ewangelii św. Mateusza, możemy jednak zwrócić uwagę na kilka spraw, które rzucają światło na naszą praktykę sakramentu pojednania: 

Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli.

  • czystość intencji - dbanie o to, aby praktyka modlitwy, praktyka spowiedzi była osobistym zaangażowaniem, niezależnym od wpływu innych. Domagamy sie także czystości intencji zawsze, ilekroć pytamy o nasze działania religijne, o naszą pobożność, o to z jakich pobudek ona wypływa.

Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną.

  • nasze skarby - człowiek, który żyje w lęku otacza się rzeczami, ludźmi, gromadzi doświadczenia, nie żyje w wolności wewnętrznej. Kiedy już coś posiada, zaczyna tego bronić, z trudem się rozstaje szczególnie z tym, co poprawia mu samopoczucie, daje poczucie wartości, władzy, itp. Te skarby przeszkadzają w szukaniu swojej drogi, zadowalamy się często tym, co jest. Nie gromadźcie sobie skarbów... 

Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało bedzie w świetle.

  • zamieszanie w sumieniu - źle uformowane sumienie powoduje, że nasze widzenie spraw wewnętrznych, także grzechu, jest wykrzywione. Trzeba nam jaśniej określać nasze dotychczasowe doświadczenia, moje wzorce rodzinne, sposób widzenia świata, relacji z innymi, obraz Boga, jaki mi przekazano i to nie ten, który poznaję intelektualnie, ale ten obraz, który pojawia się w mimowolnych skojarzeniach. Źle uformowane sumienie to także sumienie przewrażliwione, widzące czy obawiające się wszędzie grzechu. Konsekwencją takiego złego uformowania sumienia jest rozczarowanie sobą i niechęć do spowiedzi, niechęć do rachunku sumienia. 

Dlatego powiadam wam, nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać.

  • zbytnie troski - człowiek dzisiaj nie ma czasu na nic, zwykle robi wszystko w pośpiechu. Zmęczenie i pośpiech sprawiają, że brak nam chęci do spraw religijnych. Tutaj też można myśleć o wszelkiego rodzaju pokusach i rozproszeniach, na jakie jesteśmy narażeni. Zwykle odbija się to na naszym życiu religijnym.
    Nie troszczcie się zbytnio... 
  • wytrwałość - sakrament pojednania jest jednym z ważniejszych przejawów naszego życia religijnego. Potrzeba zatem pewnej wytrwałości, stałości i świadomości, że nie zawsze jest nam łatwo. Tutaj także podlegamy pokusom zniechęcenia, odrzucenia. Można się zapytać o formę naszej spowiedzi. Zwykle schematyczność i rutyna wpływają źle na jej przeżywanie, ale nie można odpowiedzialności za nasze zaniedbania zwalać tylko na czynniki zewnętrzne. 

Proście, a będzie wam dane, szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a otworzą wam.

  • porównywanie się z innymi - trudność dobrej spowiedzi polega na tym, że często jest ona skoncentrowaniem się na tym, co mi się nie udało, nie wyszło. Za każdym razem przypominam sobie o negatywnym obrazie samego siebie. To może być męczące. Tutaj można myśleć o tym, jak kształtują się relacje z innymi, na czym się zasadzają. Często jest w tym jakieś fałszywe dążenie do doskonałości i porównywanie się z innymi, poczucie niższości, a co za tym idzie, poczucie zagrożenia. Spowiedź, która z tym się łączy, może być dlatego właśnie wielkim trudem. 
  • złudzenia - dobre postępowanie zależy od moich decyzji i działań, a nie tylko od chęci. Jezus karci postawę pięknoducha, który chce, ale nie czyni. Nie każdy, który mi mówi, Panie, Panie wejdzie do Królestwa niebieskiego, lecz ten, który spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie... 


Na koniec powiedzmy jeszcze o: 

  • lęku przed Bogiem – często wiąże się on z fałszywym obrazem Boga. Przychodzący Bóg nie jest Bogiem miłości, wyzwolenia, zbawienia człowieka, ale Bogiem kary, sądu, potępienia. Ten lęk jest też objawem zła, które się w nas czai i przeszkadza w spotkaniu, w otwarciu się na Boga. 

Nie bój się mała trzódko, gdyz spodobało sie Ojcu waszemu dać wam królestwo... Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze... Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię...​​​​​​​

17. Przykładowa medytacja: Pierwsi uczniowie (J 1,35-51)

“Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» - to znaczy Piotr. Nazajutrz [Jezus] postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: «Pójdź za Mną». Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra. Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: «Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu». Rzekł do niego Natanael: «Czyż może być co dobrego z Nazaretu?» Odpowiedział mu Filip: «Chodź i zobacz». Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: «Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu». Powiedział do Niego Natanael: «Skąd mnie znasz?» Odrzekł mu Jezus: «Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym». Odpowiedział Mu Natanael: «Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela!» Odparł mu Jezus: «Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to». Potem powiedział do niego: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego»”.

Scena, którą dzisiaj będziemy kontemplować, dzieje się na nowo w Betanii, w miejscu, gdzie Jan Chrzciciel udzielał Chrztu. Jan jest świadom swojej misji «przygotowywania drogi» Mesjaszowi. Gromadzi wokół siebie uczniów, ale wie, że jest to tylko przejściowe. Ostatecznie musi «oddać» ich niejako Chrystusowi. Ma wypełnić zadanie i usunąć się w cień. Dlatego wskazuje swoim uczniom na Jezusa, nie zatrzymuje ich przy sobie, pozwala, aby oni poszli swoją drogą za Mistrzem. 

Ewangelia św. Jana jest wypełniona bardzo osobistymi spotkaniami Jezusa ze swoimi uczniami. Mamy bardzo wyraźnie zarysowane postaci, które w bezpośredni sposób wchodzą w relację z Jezusem. Dla nas może to być o tyle przydatne, że stają się one niejako symbolem, typem, naszej relacji z Chrystusem. W nich możemy widzieć odbicie nas samych. W ich doświadczeniach możemy szukać jakiegoś światła dla zrozumienia naszych doświadczeń.

Wyobrażenie miejsca

N
ie mamy wielu szczegółów opisujących miejsce spotkania Jezusa z uczniami. Scena rozgrywa się w ciągu dwóch dni, pierwszego dnia po południu, a potem następnego dnia mają miejsce kolejne spotkania. Nie ma szczegółów miejsca, jest poczet osób, które niczym w kadrze przewijają się przed naszymi oczyma. Przyjrzyjmy się tym uczniom zbliżającym się do Jezusa. Najpierw może Andrzejowi i drugiemu uczniowi, którzy posłuchali Jana Chrzciciela i poszli za Jezusem. Potem jest pierwsze spotkanie z Piotrem. Przyjrzyjmy się w naszej wyobraźni Filipowi, który był ziomkiem Andrzeja i Piotra i nieufnemu Natanaelowi, który jako pierwszy z uczniów wyznaje wiarę w Synostwo Boże Jezusa. Spróbujmy w naszej wyobraźni spotkać się z tymi uczniami, przyjrzeć się ich postaciom, wczuć się w ich przeżycia w tym pierwszym spotkaniu z Mistrzem. 

Prośba o owoc 
Możemy prosić o to, byśmy umieli podążać za Jezusem, byśmy szukali Go w naszym życiu, i by dane nam było «pozostać u Niego», przebywać razem z Nim.

Punkt 1. - «Czego szukacie?» 

Pytanie, które Jezus zadaje Andrzejowi i drugiemu uczniowi może brzmieć trochę szorstko. Musieli oni bowiem pokonać pewien opór przed zbliżeniem się do tego Nauczyciela, na którego wskazał im Jan Chrzciciel. Widać wyraźnie, że oni są na etapie poszukiwania. Jeszcze nie znaleźli tego, co wypełniłoby ich życie. Nie są usatysfakcjonowani tym, co osiągnęli, szukają czegoś, co byłoby dla nich motywem wiodącym, osią ich życia. 

Ci dwaj uczniowie mają w sobie otwartość i pokorę poszukiwania. Nie boją się ryzykować, nie boją się tego, co nowe i nieznane. Te cechy pozwalają im przyznać się do tego, że czują niespełnienie, a jednocześnie pozwoli im przyjąć to, co się objawi jako nowe i ważne. 

Pytanie, które Jezus im stawia na pewno jest dla nich swego rodzaju sprawdzianem. Muszą zdać pierwszy egzamin, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie o motywacje ich pójścia za Jezusem. Czego szukają? Po co przychodzą? Pytanie Jezusa, pozornie odpychające, może stać się okazją dla nich do odpowiadania sobie na najbardziej podstawowe kwestie.

Podobne pytanie Jezus stawia każdemu z nas. Jezus widząc, że idziemy za Nim, może zapytać: «czego szukacie?», dlaczego idziecie za mną, co powoduje wami, że chcecie być blisko mnie? To pytanie wskazuje na bardzo prosty, a zarazem bardzo doniosły dla naszego życia duchowego fakt, a mianowicie, że motywacje pójścia za Bogiem mogą być bardzo różne. Mogę iść za Jezusem, wierzyć, ponieważ tak mnie wychowano i nie umiem inaczej, mogę iść za Nim, bo się boję potępienia wiecznego, idę za Nim, bo religia daje mi jakieś oparcie w tym niepewnym świecie, idę za Nim, bo inni mówili mi o Jezusie, czy w końcu idę, ponieważ spotkanie z Jezusem przemieniło moje życie i nadało mu nową głębię. Jezus mnie także pyta: «Czego szukasz przy Mnie?» «Dlaczego za mną idziesz?» I nie jest to wcale łatwe pytanie, ale muszę szukać na nie odpowiedzi. 

Mogę teraz w całkowitej szczerości przed Bogiem odpowiedzieć na to pytanie o moje motywacje naśladowania Jezusa, bycia przy Nim.

Punkt 2. - Było to około godziny dziesiątej 

Jest to uwaga, która zadziwia. Takie dokładne określenie czasu, zapamiętane i spisane po wielu latach od momentu, kiedy się wydarzyło, wskazuje na to, jak mocno spotkanie z Jezusem wbiło się w pamięć uczniów. Musiało to być coś, co odmieniło ich życie. I jest to prawda, że są takie wydarzenia, które bardzo mocno naznaczają naszą pamięć. Bóg wchodzi bardzo konkretnie w historię człowieka. Nie spotykamy się z Nim w próżni. Jest to z jednej strony bardzo ludzki sposób postrzegania rzeczywistości, ale też bardzo wymierne «uświęcanie» historii, tej mojej osobistej historii. 

Bóg wchodzi w historię człowieka w bardzo konkretny sposób. Także moje doświadczenie Boga jest takim spotykaniem się z Nim poprzez bardzo konkretne i wymierne wydarzenia. Mogę przez chwilę pomyśleć o Bogu przychodzącym do mojego życia. Najpierw poprzez sakramenty, Chrzest, Komunia św., Bierzmowanie. Bóg przychodzi także w różnych wydarzeniach, jakich doświadczałem. Jakie to było przychodzenie Boga do mnie? Bóg przychodzi do mnie w radościach i smutkach. Mogę przez chwilę pomyśleć o tych spotkaniach z Nim, które wywarły na mnie największe wrażenie. Czy miałem takie doświadczenie Boga, które ciągle jeszcze we mnie żyje, pomimo upływu lat. Jakiego rodzaju jest to doświadczenie? 

Punkt 3. - Znaleźliśmy Mesjasza 

W scenie, którą rozważamy, przewija się wiele postaci, a jednocześnie bardzo wyraźnie widzimy, jak spotkanie z Jezusem jest niejako konsekwencją działania innych, natchnionych od Boga osób. Wiara nie jest sprawą prywatną i nie jest ograniczona tylko do wymiaru jednostkowej relacji człowieka z Bogiem. Spotkanie z Bogiem ma zawsze wymiar wspólnoty. Tutaj widzimy, jak wspólnota pomaga, prowadzi do spotkania z Jezusem. Jan wysyła swoich uczniów do Niego, Andrzej przyprowadza Piotra. Jezus powołuje Filipa, który pochodzi z miasta Andrzeja i Piotra. Filip z kolei przyprowadza Natanaela. Mamy tutaj cały łańcuch ludzi, którzy sami zafascynowani Jezusem, pociągają innych do Niego.

Patrząc na to świadczenie o Jezusie i pociąganie innych do Niego możemy głębiej rozumieć, że nikt z nas nie wymyśla sobie wiary. Otrzymujemy ją, jesteśmy wprowadzani w wiarę, we wspólnotę. To musi rodzić pewien respekt i uszanowanie praw i tradycji. Musi to także prowadzić nas do refleksji nad wspólnotowym wymiarem naszej wiary. To nie jest tylko moja prywatna sprawa, nie mogę się zamknąć w sobie, zadowolić sobą. Nie mogę się też zwolnić z odpowiedzialności za przyciąganie ludzi do Jezusa. To oczywiście musi być działaniem zgodnie z Bożą wolą i w sposób, który pomaga ludziom spotkać się z Bogiem. 

Możemy przez chwilę pomyśleć o naszym doświadczeniu wspólnoty wiary, a także o tym, na ile moje życie pomaga innym zbliżać się do Boga, prowadzi innych do spotkania z Jezusem. 

Rozmowa końcowa 

W rozmowie końcowej porozmawiam z Jezusem o tych doświadczeniach spotkania z Nim, które przemieniły moje życie. Mogę też porozmawiać o tym, co mi przeszkadza w zbliżaniu się do Niego, prosząc o łaskę pokonania trudności.

Tekst, lektor, montaż

o. Paweł Kosiński SJ

Przykładowa medytacja

Lektor: Stanisław Zatłoka